RSS

Archiwa miesięczne: Listopad 2022

„Królestwo moje nie jest z tego świata”

W uroczystość Chrystusa Króla myślę o sytuacji na Haiti i wpadam w pokusę, by zapytać Jezusa, dlaczego nikt, nawet Bóg, nie zmieni tego, co się tam dzieje, gdzie tak wielu ludzi każdego dnia dzień umierania z powodu przemocy, głodu, cholery.

Jak bardzo potrzebuję ciągle zmieniać w sobie obraz tego, kim jest Chrystus, kim jest Chrystus Król. Jaka jest Jego moc i władza. Nie jest to władza niszczenia, walki, kontrolowania, wygrywania czy stawiania na swoim. Ten rodzaj władzy jest pragnieniem ludzi. Na Haiti do takiej władzy dążą gangi. Chrystus, a za Nim chrześcijanie, zmieniają rzeczywistość mocą miłości, oddawaniem życia za innych. Mieć Jezusa Chrystusa za króla, to widzieć głębiej i kochać.
Czego mnie dzisiaj uczysz, Jezu, którego wzywam jako mojego Króla i Pana? Pokój i pojednanie mogą przyjść tylko „przez krew Jego krzyża”.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 20/11/2022 w Uncategorized

 

Jesteśmy w Stanach

Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem: jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono” (Koh 3, 1-2)

Ze złamanym sercem, w ogromnym smutku, chcę opowiedzieć o ostatnich wydarzeniach. Będzie to tylko mój punkt widzenia, bardziej całościowy obraz sytuacji Haiti dają niektóre media (zobacz poprzedni wpis). Poza nimi już nikt się Haiti nie interesuje.

Wyjechałyśmy z Haiti. Cała historia naszego wyjazdu to pasmo cudów Bożej Opatrzności i dowód mocy modlitwy wielu naszych przyjaciół.

Przez ostatnie dwa lata sytuacja na Haiti była coraz trudniejsza. Gwałtownie zaczęła się pogarszać po zamordowaniu prezydenta w lipcu 2021 roku. Jednak do niedawna wszelkie gwałty i rozruchy, porwania, przemoc, rządy gangów, przesiedlenia ludzi zmuszanych przez przemoc do opuszczenia swoich domów, to była rzeczywistość dużego miasta, nie naszego miasteczka. Słyszałyśmy o tym wszystkim, modliłyśmy się za porwanych. W Jacmel czuło się efekty chaosu w kraju, braku dostaw żywności, paliwa. My dotkliwie odczuwałyśmy konsekwencje braku możliwości podróżowania, sprowadzania leków, braku paliwa. Wyjeżdżali wszyscy, którzy mieli dokąd wyjechać, bogatsi Haitańczycy, członkowanie zagranicznych misji, wszyscy biali. W końcu zostałyśmy już chyba tylko my. Ale przemoc dotarła również do Jacmel.

W sierpniu w Jacmel zaczęły się demonstracje, coraz bardziej gniewne i niszczycielskie, w których nie wiadomo, kto stoi po czyjej stronie i o co właściwie chodzi. Tłum niszczył na swojej drodze budynki i instytucje, rabowano i palono. Wielu ludzi ucierpiało. Z każdym dniem było coraz groźniej. Zniszczono bank, siedzibę dostawcy prądu, tłum grabił, co się dało. Małe samoloty – jedyna przez ostatnie lata droga do i z Jacmel – przestały latać, bo niebezpiecznie było lecieć nad terenami gangów, ale jeszcze bardziej niebezpiecznie lądować, kiedy nie wiadomo, kto na dole czeka i czy uda się wystartować w drogę powrotną.

W związku z sytuacją w kraju i mieście, od sierpnia właściwie nie miałyśmy możliwości prowadzenia naszej misji. Ludzie nie mogli bezpiecznie do nas dotrzeć. Z powodu braku paliwa i niebezpieczeństwa podróży nie było transportu. Do naszej szkoły szycia przychodziły pojedyncze osoby. O różnych porach wpadali młodzi. Karmiłyśmy chlebem wszystkich, którzy do nas pukali, rozdawałyśmy wodę pitną. Życzliwi ostrzegali nas, by trzymać bramę zamkniętą i nie przyjmować grup. Ale uznałyśmy, że dopóki będziemy mogły wydawać chleb – będziemy to robiły. Z każdym dniem coraz trudniej było kupić jedzenie, ceny rosły, a wysyłanie naszych ludzi po zakupy mogło na nich sprowadzić nieszczęście. Mieszkająca z nami Annette bała się wychodzić, bo wielu ludzi wiedziało, że pracuje w misji blan me yo („białych matek”). Jakoś wszyscy wiedzieliśmy, że nasza obecność w mieście w końcu może sprowokować demonstrantów do przemocy. Doszło do tego, że atakowano każdego, kogo demonstranci na swojej drodze uznali za winnego lub podejrzanego. Tłum wtargnął do szkoły prowadzonej przez salezjanki. Ograbiono nawet kaplicę, a potem ludzie przesyłali sobie filmiki z profanacji skradzionych tam przedmiotów kultu. Kiedy tłum wdarł się do ich misji, siostrom kazano uciekać i wydaje się, że był to akt miłosierdzia.

W uroczystość Matki Bożej Różańcowej miałyśmy kilka osób w naszej szkole krawieckiej i grupkę nastolatków. Przychodzili mimo niebezpieczeństwa, bo mogli dostać u nas coś do jedzenia. W południe wszyscy zebraliśmy się w cieniu, aby odmówić różaniec w intencji pokoju na Haiti i na świecie. Zaraz potem otrzymałyśmy telefon z ostrzeżeniem, że demonstranci są dziś bardzo agresywni i właśnie weszli do siedziby Caritas. Miejsce zostało splądrowane, samochody i kontenery spalone, a napastnicy byli wściekli, bo rzekomo część jedzenia, które znaleźli w Caritasie, zawierała robaki. Pewnie to prawda – robaki w ryżu to tutaj norma. Jednak w tłumie pojawiły się głosy, by zabić za to dyrektora Caritasu.

Dotąd nic się nie stało z naszą misją. Może dlatego, że nie znajdujemy się przy głównej drodze, jak salezjanki, lub blisko Caritas, jak Siostry Cluny. A może dzięki modlitwom naszych przyjaciół i ś.p. s. Wiktorii. Mamy nadzieję, że tak zostanie. Wiemy jednak, że z ludzkiego punktu widzenia nic nas nie chroni. Fakt, że karmiłyśmy tak wielu i wielu pomagałyśmy, paradoksalnie może nam zaszkodzić. Dla wściekłego tłumu jesteśmy tylko białymi Amerykankami, które mają jedzenie a pewnie i wiele innych, cennych dla Haitańczyków przedmiotów. Zaatakowano i rozgrabiono już wiele instytucji charytatywnych. Tłumu i wściekłości Haitańczyków nikt już nie kontroluje. Wystarcza iskra. Któregoś dnia tłum porwał z pogrzebu ciało mężczyzny, który rzekomo zginął z rąk policji, i zaniósł je na posterunek. Tylko po to, by wzbudzić więcej nienawiści i przemocy.

Kiedy po rozmowie z naszymi przełożonymi podjęłyśmy decyzję o wyjeździe, nie wiedziałyśmy, czy i kiedy będzie to możliwe. Najtrudniejszą częścią podróży było wydostanie się z Jacmel. Wszystko zależy od tego, czy ktoś zechce zaryzykować majątkiem, a może nawet życiem, by po nas przylecieć. Ale rzeczy potoczyły się błyskawicznie. Kontakt z kimś, kto kiedyś leciał z Jacmel i miał numer do właściciela samolotu. Zażądano od nas opłaty z góry i w ciemno, noc przed lotem. Pełna napięcia podróż do miejsca spotkania i start w pośpiechu, bo informacja, że tłum już wie, że w Jacmel wylądował samolot. Wszystko 10 października, w święto naszej Założycielki, błogosławionej Marii Angeli. Wyjazd na Dominikanę, bo tylko tak się dało. Pomoc przyjaciół, nocleg i koczowanie na lotnisku, by lecieć dalej…

Nie porzucimy Haiti, choć Haiti odrzuca pomoc i wybiera przemoc. Na ten moment musiałyśmy dokonać wyboru, który byłby lepszy dla bezpieczeństwa misji i naszych ludzi. Do Stanów przyleciałyśmy po dwóch dniach podróży. Z niczym. Na Haiti wrócimy, jak tylko to będzie możliwe. Oby wkrótce.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 17/11/2022 w Uncategorized

 

Sytuacja na Haiti

Obejrzyjcie:

https://youtu.be/eEa03odP46E

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 17/11/2022 w Uncategorized