Głosimy z mocą Słowo Boże, które jest sercem naszego zaangażowania na rzecz sprawiedliwości i pokoju i najlepszym środkiem, aby chronić godność osoby ludzkiej, szczególnie kobiet i dzieci
Po raz kolejny witamy Erica i Petera, naszych przyjaciół ze Stanów. Panowie są pilotami. Nie dość, że wiele razy bardzo ułatwili nam podróżowanie, to jeszcze, kiedy tylko mogą, wpadają, by wykonać w naszej misji „męskie prace”. Do tego chętnie dzielą się umiejętnościami z naszą młodzieżą. Tym razem wymienili nam moskitiery w drzwiach, osłonę przeciwsłoneczną nad salą zajęć i wykonali wiele innych, drobniejszych, ale nie mniej pilnych napraw. Ich umiejętności i pracowitość są dla nas prawdziwym błogosławieństwem!
Na naszym terenie pojawiło się COŚ. Najpierw zobaczyły to kobiety i zrobiły raban, że wąż. Potem s. Marilyn – że niby wiewiórka. Co może być jednocześnie podobne do węża i do wiewiórki?! Znalazłyśmy w internecie. To solenodon – po naszemu MYSZORYJEK.
Ryjek myszy ze śmiesznym nochalkiem, ogon dużego szczura. Kobiety widziały ogon, s. Marilyn – ryjek. Ani to wąż, ani wiewiórka. To starożytny stworek, który – niezmieniony – żyje od czasu dinozaurów jedynie na Haiti i na Kubie. Wygląda słodko, zjada robactwo, ale zaprzyjażnić się z bliska nie spróbujemy, bo wyczytałyśmy, że jest… jadowity. Jego ślina zawiera jad. Ponieważ jeszcze niedawno uważano ten gatunek za wymarły – niewiele wiadomo na jego temat. Przykro nam: nie poświęcimy się dla nauki, żeby sprawdzić, jak bardzo jadowity jest myszoryjek.
W każdym razie ostrzegłyśmy naszych ludzi, że chronimy myszoryjka przed wyginięciem i nie wolno mu robić krzywdy, ale trzeba uważać, żeby on nie zrobił krzywdy nam.
Widzimy, jak dbanie o rośliność na naszym terenie, sprzyja powrotowi zwierząt w te strony. Wracają nawet gatunki uważane za wymarłe. Mamy tylko nadzieję, że nie wrócą żyjące tu kiedyś tygrysy albo niedźwiedzie…
„Twoje powołanie zobowiązuje cię do niewykluczania nikogo, bo każdy jest naszym bliźnim” – te słowa naszej Założycielki, Matki Angeli, przyświecają nam za każdym razem, kiedy obejmujemy nowe zobowiązanie. Tym razem odpowiedzieliśmy na prośbę proboszcza parafii św. Antoniego w Lavaneau i zespół mobilnej Przychodni Matki Angeli po raz pierwszy, ale nie ostatni pojechał tam 7 września. Proboszcz Guy-Robert Gabaud przyjechał do nas osobiście prosić o pomoc medyczną. Nasza mobilna Przychodnia robi się sławna. Zwłaszcza w czasie epidemii, kiedy inni musieli wyjechać. Tak było tym razem: inne zgromadzenie, które opiekowało się parafią ks. Gabauda, zawiesiło działalność na tym terenie i ludzie od marca pozostawali bez pomocy medycznej.
Kiedy przyjechaliśmy, ludzie karnie czekali na nas w kościele.