Wczoraj, w Uroczystość Objawienia Pańskiego, podczas modlitwy wieczornej zapaliłyśmy kadzidło. Czułam cudowną woń powoli napełniającą kaplicę. Przypomniał mi się żydowski midrasz o modlitwach, które nie są w stanie wznieść się do Boga i zostają na ziemi, przyklejone do ścian świątyni. Co sprawia, że modlitwa dosięga uszu Boga? A co jej nie pozwala się wydostać poza mury?
Patrząc na wygasające kadzidło, myślałam o spalaniu się człowieka dla Boga. O wypalaniu się w taki sposób i w takich okolicznościach, w jakich Bóg chce. Bez strachu, bez prób ocalania tych obszarów życia, które jeszcze nie zostały dotknięte ogniem. O spalaniu się w służbie Bogu, jak w ofierze całopalnej.
Wj 30, 34-36:
„I znów powiedział Pan do Mojżesza: «Weź sobie wonności: żywicę pachnącą, muszelki i galbanum pachnące, i czyste kadzidło, niech będą w równej ilości. Mieszając je uczynisz z tego kadzidło wonne – zrobione tak, jak się robi wonności – posolone, czyste, święte. Zetrzesz na proszek jego części i położysz przed Świadectwem w Namiocie Spotkania, gdzie Ja będę spotykał się z tobą, i będzie to dla was rzecz bardzo święta”.