Archiwa miesięczne: Styczeń 2019
Może sweterek wydziergamy?
Bawełna dojrzała. Ale z bawełny chyba nie robi się sweterków, zwłaszcza na Haiti. No to może waciki do uszu?
Jezus, zdjęty litością…
Prace trwają. Bałagan też. Spotkania z dziećmi zawieszone, kuchnia nie działa, kaplica nieczynna… Tak łatwo się zniechęcić… Przeniosłyśmy Najświętszy Sakrament do domu dla wolontariuszy – ostatnie miejsce, gdzie jeszcze nie ma kucia i bałaganu. Dziękujemy Bogu za dar Słowa Bożego i Najświętszego Sakramentu pośród nas. Tutaj możemy się modlić i mieć adorację. Tutaj próbujemy odzyskać własciwą perspektywę… Zniechęcenie i frustracja to świetne pole do popisu dla szatana. Ale Chrystus żyje, jest obecny i silniejszy niż szatan. W Nim, w Jezusie uzdrawiającym, znajdujemy pocieszenie…
Napój z manioku
Nasza młodzież, bez której nie wyobrażam sobie przechodzenia tego remontowego armagedonu, mimo wieczornego zmęczenia, wpadła na pomysł zrobienia napoju z manioku. Pan Janek wysiał nam dawno temu maniok w każdym wolnym miejscu. Uczymy się zastosowania tego warzywa. Z mojej perspektywy, maniok przypomina zdrewniały korzeń ziemniaka. Okazuje się, że można z niego zrobić napój. Uciera się bulwę, dodaje mleko, sól, cukier i cynamon. I uzyskuje się coś o konsystencji jogurtu.
Napój, hm… taki sobie. Ale cieszę się, że dzieciaki wyraźnie lubią być razem…
„Wszyscy Cię szukają” (Mk 1, 29-39)
Powiedzieli Mu: „Wszyscy Cię szukają”. Po wielu uzdrowieniach, gdy zmęczony Jezus poszedł by się modlić. Wczoraj zdobył wielką popularność i sukces. Dziś już wszyscy go szukają. Zapewne uczniowie spodziewali się, że się ucieszy i nadal będzie uzdrawiać.
Lecz On rzekł do nich: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.
Nie zawsze to, co przynosi nam sukces, jest wolą Bożą. Ważne, aby umieć odejść, czasem również „nad ranem, gdy jeszcze ciemno, udać się na miejsce pustynne, i tam się modlić” o rozeznanie.
Ten, który ma władzę
„Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie” (Mk 1,22).
Lubię myśleć o mocy Bożego Słowa. To Słowo, które nie tylko oznajmia, ale także SPRAWIA, że to, co zostało wypowiedziane, urzeczywistnia się. Jezus mówi do demona: „Milcz i wyjdź z niego” i demon się mu poddaje.
Nie ma wyboru – słowo Jezusa, jest słowem Boga. Moc Jezusa działa, ale się nie kończy. Dziś jest dalej obecna, dla mnie i dla Ciebie. Mogę jej doświadczyć tym bardziej, im bardziej czuję się zniewolona, bezsilna. Ty też: uwierz, a będziesz zdumiony.
„Pocieszajcie, pocieszajcie mój lud!” (Iz 40,1)
Niedziela Chrztu Pańskiego i od razu Słowo w odpowiedzi na moją złość i zniechęcenie: o nadziei, która płynie z Boga, wbrew naszej ludzkiej niesprawiedliwości i niedoskonałości:
„Gdy ukazała się dobroć i miłość zbawiciela naszego, Boga, do ludzi, nie ze względu na sprawiedliwe uczynki, jakie spełniliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w duchu Świętym, którego wylał na nas obficie przez Jezusa Chrystusa, zbawiciela naszego, abyśmy usprawiedliwieni Jego łaską, stali się w nadziei dziedzicami życia wiecznego” (Tt 3,4-7).
Słucham nagrania homilii ks. Jerzego Dziurzyńskiego na Niedzielę Chrztu Pańskiego. Dziś szósta rocznica jego śmierci. Był i jest dalej prorokiem dla mojego życia:
„Jezus pokazuje, że nie ma racji diabeł, który mówi, że… cierpienie jest katechezą przeciwko Panu Bogu. To nieprawda! Jezus zaprzecza temu, co szatan szepcze człowiekowi: „Nie słuchaj Pana Boga, rób po swojemu, zbuntuj się!” Jezus pokazuje, że trzeba poddać się temu wszystkiemu, przyjąć to pokornie i łagodnie, nie sądząc nikogo… A kiedy [w akcie chrztu, którego sam nie potrzebował] Jezus bierze nasze grzechy na siebie, otwiera się niebo i ukazuje się wspaniała Dobra Nowina: że grzesznicy, że wszyscy ci, którzy potracili nadzieję, którzy nie mogą wyjść z rozmaitych uwikłań, mają rozwiązanie! Mają kogoś, kto ich ratuje! Mają Jezusa Chrystusa, który będąc Panem, uniża się, bierze na siebie ciężar twojego grzechu, żebyś nie musiał tkwić w śmierci – żebyś mógł żyć!”
Demolka
W poniedziałek mieli przyjechać robotnicy do łatania pęknięć w ścianach. Kiedy się nie zjawili, dzwoniłyśmy do ich szefa: „Już są w drodze”… Kiedy nie zjawili się we wtorek – dzwoniłyśmy: „Kupują materiały!” Kiedy się nie zjawili w środę, dzwoniłyśmy: „Piasek przyszedł niewłaściwy! Trzeba zamawiać jeszcze raz!”
W końcu pojawili się w czwartek, około południa. I prawie od razu… zepsuł im się młot pneumatyczny. Wiedząc, co to znaczy (następny tydzień opóźnienia), kupiłyśmy własny. Tak: KUPIŁYŚMY MŁOT PNEUMATYCZNY. Cały tydzień żyjemy na pobojowisku, oczekując robotników. Każda kolejna zwłoka stawia pod znakiem zapytania naszą misję: nie przyjechałam tutaj przecież, żeby zajmować się budową, dostawami piasku, czy ekipą, która przyjechała naprawiać ściany, ale nawet drabiny nie przywiozła… Módlcie się za mnie: tracę cierpliwość…
Co gorsza, szybko się okazało, że opóźnienie, to nie najgorsze, co nam te „drobne poprawki” zafundowały… To, co nastąpiło, kiedy już ekipa wzięła się do pracy, przerosło wszelkie najczarniejsze scenariusze… Kiedyś, kiedy skończą, potrzebne będzie malowanie wszystkich pomieszczeń, pranie wszystkiego, a może nawet zakup nowej lodówki, bo nie wpadłyśmy wcześniej na pomysł, żeby ją wynieść… Pisałam kilka dni wcześniej o przeciwnym wietrze… Tym razem czuję, że nas pokonał 😔
„Co z Boga zrodzone, zwycięża świat” (1J 5,4)
Cassy ma jakieś 10 lat. Myślimy o niej, jako o siostrze Daviego. Pamiętacie smutną historię Daviego, który naprawdę ma na imię „Tata”? Cassy w rzeczywistości nie jest jego siostrą, ale mieszkają pod jednym dachem. Nie wiemy za dobrze (i pewnie nikt do końca nie wie), czyje to dzieci i jakie są między nimi więzy. Jak wiele dzieci tutaj – obydwoje zostali komuś oddani. Ostatnio kobieta, która pozwala im spać u siebie, gdzieś wyjechała. Dzieci zostały same, oczywiście bez środków do życia. Cassy jest zawsze brudna i głodna. Powiedziała nam też, że nie może odebrać swojego karnetu z ocenami ze szkoły, bo nie wniosła stosownej opłaty. Że potrzebuje na to 100 gourdes (1,5 dolara amerykańskiego, dla nas grosze – dla takich dzieci, jak Cassy – pieniądze nie do zdobycia). Wysłałyśmy do tej szkoły Anette, jedną z dziewczyn, która z nami współpracuje. Wymyśliłyśmy, że Anette będzie pomagać Cassy w lekcjach – chciałyśmy, by wykupiła w szkole karnet z ocenami Cassy i porozmawiała z nauczycielem. Okazało się, że Cassy nas okłamuje. Karnet ze szkoły odebrała, ale nie zaliczyła semestru. Że nie zdała, nie była to dla nas nowina – zdarzało się już wcześniej. Ale po raz kolejny okazało się, że ktoś, komu pomagamy na różne sposoby, próbuje nas okraść. Znowu tak po ludzku poczułyśmy ukłucie w sercu: dlaczego?
Trudno ją osądzać w świetle naszego rozumienia dobra i zła. Co ja zrobiłabym na jej miejscu? Dziecko, które nigdy nie zaznało miłości rodziców, podrzutek na łasce obcych, która częściej jest niełaską niż łaską. Dzikie dziecko w świecie, w którym jedyne, co ma na sprzedaż, to własne ciało. Cassy jest w takim wieku i takiej sytuacji, że pewnie niedługo zacznie się prostytuować. A białe siostry, które dają jej czasem jeść, w jej przekonaniu są bogate i nie zbiednieją, jeśli stracą 100 gourdes – tak pewnie rozumuje…
Jedynym ratunkiem dla niej jest szkoła. Zdecydowałyśmy więc, że mimo wszystko chcemy jej dalej pomagać.
Czy ją za to oszustwo ukarać? Jeśli tak, to jak? Przecież nie odmowimy jej jedzenia? Zakazać przychodzenia do nas? Nie pomagać w lekcjach? Nic nie wygląda sensownie. Modlimy się o rozeznanie.
„Wszystko bowiem, co z Boga zrodzone, zwycięża świat; tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara” – pisze św. Jan. Wiara zwycięża świat. Wierzyć, znaczy kochać tak, jak kocha Bóg: bez spodziewania się wzajemności czy wdzieczności. Wierzyć, znaczy pokonać myślenie, że nie warto, że nie ma sensu. Wierzyć, znaczy kochać tego, kto nie zasługuje na miłość, a nawet tego, kto wyrządza mi krzywdę. Panie, daj nam moc, by kochać tych ludzi Twoją miłością…
„Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”
Częścią naszej misji na Haiti jest… walka z przeciwnym wiatrem. Ten wiatr, to stosunek Haitańczykow do pracy, do słowności, terminowości i jakości. Od poniedziałku, po raz nie wiem już który, czekamy na robotników „naprawiających” niedoróbki z czasu budowy. Mieszkamy tu już prawie rok, a budowa wciąż nieskończona i oficjalnie nie „oddana”. Tymczasem po raz drugi popękały ściany, wiele razy miałyśmy powódź, bo przeciekają dachy, a hydraulika została zrobiona z najtańszych, nieodpowiednich rur, które ciągle się rozłączają, powodując albo brak wody, albo horrendalne rachunki za wodę (bo woda idzie w piach, o czym nie wiemy, bo rury rozłączają się też pod ziemią), albo zalanie domu.
Nie pierwsza to ekipa „naprawiająca”. Na poprzednich nauczyłyśmy się, żeby zabezpieczyć swoje rzeczy przed wpuszczeniem robotników, bo zasadą jest, że jedno „naprawiają”, drugie psują lub niszczą. Malują ścianę – trwale zachlapują podłogę. Uszczelniają ramę okna – odpada tynk w pokoju. Sklejają rury na dachu – rozsadza je w łazience. Już samo umówienie się z nimi, a potem czekanie, jest wyzwaniem. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby wzięli się za robotę wtedy, kiedy obiecali… A dla nas to oznacza zawieszenie (nigdy nie wiadomo, na jak długo) naszych normalnych zajęć, przygotowywanie i zabezpieczanie pomieszczeń i życie „na budowie”, w obecności obcych mężczyzn kręcących się po domu – nic przyjemnego…
W dodatku wczoraj wreszcie przyszła do nas fala faraonek. „Wreszcie”, bo wiedziałyśmy, że w końcu nadejdą. To mikroskopijne mrówki, które są w stanie wejść nawet do zakręconego słoika. W poprzednim mieszkaniu miałyśmy je wszędzie. To są mrówki wędrujące falami. Kiedy idą, naprawdę zaczyna się rozumieć słowo „inwazja”. Co gorsza: kiedy przyjdą – zostają już na zawsze i nie ma na nie sposobu (poza kiepskim wzrokiem – jeśli niedowidzisz, możesz udawać, ze ich nie ma). Dotąd miałyśmy w tym domu tylko te większe, czarne. Wczoraj położyłam się spać i szybko wyskoczyłam z łóżka. Fala przechodziła przez moją sypialnię.
Dziś ewangelia o Jezusie, który przychodzi do uczniów po wodzie. „Widział jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny”. Przychodzi do nich, wtedy wiatr się ucisza, a fale wygładzają…
Panie, przyjdź do naszej łodzi…