Mesye Jean – Pan Janek – budował naszą misję. Tak go poznałyśmy. Ludzie mówili, że to dobra dusza – wszystko by zrobił za innych. Rozmawiałyśmy z nim kilka razy, bo zauważyłyśmy, że wie dużo o ogrodnictwie. Chciałyśmy mieć marakuję – szybko przyniósł nam sadzonki i zaoferował, że posadzi przy płocie, żeby zakryć drut kolczasty. Później okazało się, że Pan Janek znał nas, zanim my poznałyśmy jego: jeszcze na naszym starym miejscu przychodzili do nas jego synowie. Jest z nich bardzo dumny: jeden dostał stypendium w amerykańskim liceum, drugi jest teraz w seminarium i za kilka lat zostanie księdzem.
Kiedy się przeprowadziłyśmy, Pan Janek zaproponował, że będzie dbał o nasz teren – chętnie się zgodziłyśmy. Nasiał nam co prawda wszędzie kukurydzy, z którą nie wiadomo co robić 😉 ale trzeba przyznać, że to pracowity człowiek, a teren nam się zazielenia bardziej i bardziej. Można więc powiedzieć, że to dla obu stron OWOCNA współpraca…
Na końcu filmik w zwolnionym tempie pokazujący gigantyczną czarną pszczołę, która odwiedza nasze kwiatki. Po łacinie nazywa się Xylocopa. Tu ludzie mówią na nią vonvon. Ma około trzech centymetrów i wygląda dość przerażająco, ale chyba usposobienie ma trzmiela… Chyba 😉