RSS

Archiwa miesięczne: Lipiec 2018

Pan Janek

Mesye Jean – Pan Janek – budował naszą misję. Tak go poznałyśmy. Ludzie mówili, że to dobra dusza – wszystko by zrobił za innych. Rozmawiałyśmy z nim kilka razy, bo zauważyłyśmy, że wie dużo o ogrodnictwie. Chciałyśmy mieć marakuję – szybko przyniósł nam sadzonki i zaoferował, że posadzi przy płocie, żeby zakryć drut kolczasty. Później okazało się, że Pan Janek znał nas, zanim my poznałyśmy jego: jeszcze na naszym starym miejscu przychodzili do nas jego synowie. Jest z nich bardzo dumny: jeden dostał stypendium w amerykańskim liceum, drugi jest teraz w seminarium i za kilka lat zostanie księdzem.

Kiedy się przeprowadziłyśmy, Pan Janek zaproponował, że będzie dbał o nasz teren – chętnie się zgodziłyśmy. Nasiał nam co prawda wszędzie kukurydzy, z którą nie wiadomo co robić 😉 ale trzeba przyznać, że to pracowity człowiek, a teren nam się zazielenia bardziej i bardziej. Można więc powiedzieć, że to dla obu stron OWOCNA współpraca…

Na końcu filmik w zwolnionym tempie pokazujący gigantyczną czarną pszczołę, która odwiedza nasze kwiatki. Po łacinie nazywa się Xylocopa. Tu ludzie mówią na nią vonvon. Ma około trzech centymetrów i wygląda dość przerażająco, ale chyba usposobienie ma trzmiela… Chyba 😉

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 31/07/2018 w Uncategorized

 

Ulice Jacmel

Piękno i brzydota…

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 31/07/2018 w Uncategorized

 

Niedzielna msza św.

Trzy godziny w minutę:

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 29/07/2018 w Uncategorized

 

„Davi” Davinsky

Mamy tu ośmiolatka o dziwnym, jak na Haiti, imieniu Tata. Bardzo go lubię: matka zmarła mu jakiś czas temu – żyje na łasce matki ojca. Specjalnie nie piszę „babci”, bo tu relacje dzieci z ojcami i ich rodzinami przeważnie są mało „rodzinne”. Matka ojca pozwala mu spać na ziemi w swojej chacie. To tyle jej „opieki” nad chłopcem. Posłałyśmy go do szkoły. To bardzo zawzięty i ambitny dzieciak. Mało mówi, ale chce się uczyć.

Jest mały jak na swój wiek, brudny i trochę odrzucany przez inne dzieci. Niedawno przyniósł świadectwo. W wakacje prosimy dzieci, by rozliczały się z nami ze swojej pracy w szkole. Świadectwo Taty jest w miarę dobre, ma trochę zaległości i zalecenie pracy na wakacje, ale wiemy, że w jego sytuacji to i tak nieźle.

Kilka dni temu zauważylam, źe starsze dziewczyny nie wołają go po imieniu, tylko wymyślają mu przezwiska. Byłam trochę oburzona. Kiedy zapytałam, dlaczego to robią, były jakieś skrępowane. Wytłumaczyły mi, że słowo „tata” w kreolskim jest słowem wulgarnym! Nie chciały nawet powiedzieć, co dokładnie znaczy. Coś w stylu (muszę to napisać) „zasraniec”. Wyobrażacie sobie dać dziecku na imię Zasraniec?! I Tata rzeczywiście ma tak w dokumentach! Los dzieci, których nikt nie chce. Byłam zła na dziewczyny, że go przezywają, a okazało się, że one miały dla niego więcej miłosierdzia, niż ja w swojej nieświadomości… Odtąd też staram się mówić na niego „Davi” – od nazwiska.

Druga ciekawa historia związana z tym chłopcem wiąże się z nazwiskiem właśnie. Zauważyliście, że brzmi… polsko? Pamiętacie historię o polskich legionistach na Haiti w czasach napoleońskich? Ponieważ Davi nie wygląda na Polaka (może tylko ta jego zawziętość), trudno dziś dociec, skąd „Davinsky”. Haitańczycy nie znają historii swoich rodzin. Często przecież nie znają nawet swoich rodziców. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to ta właśnie historia z czasów Napoleona.

Wczoraj pojechałyśmy z Davim do lekarza. Ma jakieś rany na ciele. Martwimy się, że może to być ospa… Lekarka go obejrzała, dała maść i pokazała nam jeszcze wiele innych jego problemów ze zdrowiem. O Mój Jezu, jak wiele potrzeb…

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 25/07/2018 w Uncategorized

 

Burza

Dziś w nocy nad Jacmel przechodziła straszna burza. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam do deszczu w nowym domu. Mamy tu blaszane dachy. Nawet mały deszcz wywołuje straszny hałas. Taka ulewa, jaka była w nocy, zerwała nas na równe nogi. Huk był ogromny i dosyć przerażający. Biegałyśmy po domu, zamykając okiennice. Musiałyśmy krzyczeć, żeby się nawzajem słyszeć. Dla Agnieszki będzie to niezapomniana noc…

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 23/07/2018 w Uncategorized

 

Nasza misyjna rodzina

Kiedy się wprowadzałyśmy na nowe, wiedziałyśmy, że nie możemy tu być same. Haiti nie jest na tyle bezpieczne. Nauczone doświadczeniem z poprzedniego miejsca, chciałyśmy zatrudnić jakieś małżeństwo. Ale wśród ubogich, z którymi pracujemy, trudno o katolickie małżeństwo. Wielu chciałoby u nas pracować, ale my byśmy ich nie chciały. W końcu, jeszcze zanim się przeprowadziłyśmy, Pan Bóg sam rozwiązał nasz problem. Od dwóch lat przychodziły do nas dwie dziewczyny: siedemnastoletnia dziś Ludvica i czternastoletnia Mathilda. Pisałam już kiedyś o ich smutnym życiu. Wielu rzeczy wtedy o nich nie wiedziałyśmy, a jak się teraz okazało, nawet one same o sobie nie wiedziały. Kiedy zostały porzucone, wiedziałyśmy, że chcemy im pomóc. Znałyśmy je z pracowitości i odpowiedzialności. Mimo biedy, świetnie się uczyły i chętnie pomagały innym. Zaproponowałyśmy im mieszkanie u nas na próbę. Teraz wiemy, że za tą decyzją stał Duch Święty. Zyskałyśmy bardzo oddane pomocnice. Dzielą z nami naszą misję. I są szczęśliwe, że mają dach nad głową. Niedawno okazało się, że wbrew temu, co dotąd myślały, SĄ SIOSTRAMI. W dodatku kobieta, u której zostawiła je ich przyszywana ciotka, JEST ICH MATKĄ. To było dla nich i dla nas trudne doświadczenie. Ich własna matka zostawiła sobie synów (starszego i młodszych), a dziewczynki oddała. W dodatku chyba umówiła się z tą kobietą, że dziewczyny nie dowiedzą się, kim są. Teraz będą musiały zmierzyć się z wybaczeniem i od nowa zbudować swoją tożsamość. Pracujemy z nimi nad tym, zwłaszcza że od dłuższego czasu przygotowujemy je do chrztu świętego.

Do naszej haitańskiej rodziny należy też siedemnastoletni Jean-Philippe. Znamy go od początku naszego pobytu w Jacmel. Wiedziałyśmy, że tuła się ze starszą siostrą po znajomych. Przez jakiś czas spał nawet na dworze, a jego siostra – Melinda, spała na krześle, bo na tyle pozwolili im jacyś ludzie. Jean-Philippe pomagał nam w wielu sprawach. Mimo że był dzieckiem – zawsze można było na niego liczyć. Był najbardziej odpowiedzialnym spośród wszystkich, którzy do nas przychodzili. Widziałyśmy też w nim wdzięczność za wszelkie dobro, które otrzymywał – ta postawa również go wyróżniała. Kiedy jego siostra zaczęła przygotowania do ślubu, wiedziałyśmy, że dobrze by było, gdyby się usamodzielnił. Nasi amerykańscy przyjaciele, Eric, Mike i Peter, którzy pomagali w ostatnich dniach wykańczania naszego nowego obiektu, przyuczali Jeana-Philippe’a do wielu prac. Wszyscy potwierdzali, że robota pali mu się w rękach, a przy tym jest bardzo staranny i odpowiedzialny. Wszystko to potwierdziło się w tych ostatnich miesiącach – jesteśmy z niego bardzo zadowolone.

Tak więc nasza tutejsza rodzina liczy pięć osób: my dwie, Ludvica, Mathilda i Jean-Philippe.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 23/07/2018 w Uncategorized

 

Dla orientacji w terenie

Pod koniec marca przeprowadziłyśmy się już definitywnie na nowe miejsce, choć do tej pory od czasu do czasu mamy jeszcze robotników wykańczajacych rożne niedoróbki. Przy kilku okazjach pokazywałyśmy już tu zdjęcia z nowej siedziby, ale Agnieszka zwróciła mi uwagę, że trudno na ich podstawie wyrobić sobie poglad o całości. Dlatego poniżej kilka bardziej „systematycznych” zdjęć.

Nasza misja znajduje sie niedaleko nowego kościoła, w nowszej czesci Jacmel. Jest to teren należacy do diecezji, który nasza Prowincja dzierżawi na sto lat. Po jednej stronie sasiadujemy ze szkoła francuska, po drugiej – z budynkami niedokonczonej szkoły Jana Pawła II, budowanej przez Fundację Polska-Haiti. Od strony bramy mamy za sasiadów prywatne domy, a część muru dzielimy z polem kukurydzy.

Zdjecia robione w kierunku ruchu wskazówek zegara w kolejności przedstawiaja:

1. Widok na wschód: nasza brama wjazdowa (w tle prywatny dom, za nim góry).

2. Widok na wschód: po lewej od bramy – budynek mobilnej przychodni, po prawej – domek gospodarzy.

3. Domek gospodarzy, a po prawej, za samochodem, wyłania się nasz dom – widać kratę okalającą ganek.

4. Widok na południe: po lewej (niższa część) – nasz dom. Część wyższa – otwarta sala zajęć dla dzieci i młodzieży, za którą znajduje się kuchnia. Tu gotujemy i podajemy posiłki dla naszych podopiecznych. Jedną ze ścian traktujemy jako ekran i w piątki robimy „kino” – film i popcorn dla chętnych. Po prawej wyłania się krata domu wolontariuszy.

5. Dom wolontariuszy, a obok mały domek, który służył robotnikom w czasie budowy. Poprosiłyśmy, by go nie rozbierali. Teraz mieszka w nim Jean-Philippe, o którym w następnym blogu.

6. Widok na zachód: jeszcze raz domek Jean-Philipa i zbiornik, w którym słońce ogrzewa nam wodę i który – dzięki sile grawitacji – daje ciśnienie w rurach. Z prawej wyłaniają się kontenery.

7. Widok na stronę północna: kontenery, które zadaszyłyśmy, zyskując między nimi jeszcze trochę miejsca na pracę z dzieciakami. Kontenery, to początek naszej obecności na Haiti. W nich przechowywałyśmy nasze rzeczy, najpierw na terenie Caritasu, potem już tutaj w trakcie budowy. Po prawej plac zabaw i wyłaniająca się sala komputerowa.

8. Powrót do bramy – widoczny po lewej budynek z salą komputerowà, po prawej – pomieszczenia mobilnej przychodni.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 23/07/2018 w Uncategorized

 

Jestem kotką i jestem piękna niesłychanie

Dostałyśmy od przyjaciółki ze Stanów preparat odżywczy z witaminami dla naszej kotki, bo podobno wyglądała żałośnie. Aż niewiarygodne, jak w ciągu tygodnia poprawił się jej wygląd futerka. Wydaje się też, że nabiera ciała. Na razie jest słodka i chętna do zabawy. Wszyscy chcą się z nią bawić, a ona ze wszystkimi. Polubiła wlosy Agnieszki z Warszawy, która przez trzy tygodnie będzie uczestniczyć w naszej misji (witamy!). Ale naprawdę Angelica jest kotką naszej Mathildy – tylko jej pozwala robić z sobą wszystko.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 23/07/2018 w Uncategorized