Módl się za nami.
Archiwa miesięczne: Kwiecień 2018
Sadzimy drzewa
Ogrodnik naszego biskupa znalazł nam miejsce, gdzie można kupić drzewka. Pojechałyśmy i coś wybrałyśmy. Jak zwykle trzeba się było targować, bo kiedy ma się białą skórę – jest się uważanym za bogatego i naiwnego. Kupiłyśmy 2 drzewka mango, 3 palmy, kilka cytryn, tutejsze „czereśnie” i kilka innych, których nie znamy, ale ogrodnik biskupa je polecał. Teraz sadzenie…
Co za dzień…
Piękny, bo to 25 rocznica beatyfikacji Założycielki naszego Zgromadzenia – błogosławionej Marii Angeli Truszkowskiej. A u nas od rana problemy. W nocy znów lało. Ciężar wody zniszczył namioty, które stawialiśmy, by mieć więcej miejsca do pracy.
Zaraz potem odkrywamy, że zewnętrzne drzwi w jednym z budynków nie dają się zamknąć – przegapiłyśmy to przy odbieraniu roboty i teraz znowu problem ze sprowadzeniem wykonawców i udowodnieniem, że to ich wina. Potem msza św. W czasie mszy patrzę przez okno, a tu… samochod księdza się pali! Na szczęście w pobliżu był nasz kierowca, Fritz, i uratował stojący obok nasz samochód!
Ksiądz zdecydował nie przerywać mszy św., patrzyłyśmy tylko, jak Fritz walczy i modliliśmy się gorąco… Księdza samochód zniszczony…
Wybawca mój żyje
Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje,
na ziemi wystąpi jako ostatni.
Potem me szczątki skórą odzieje,
i ciałem swym Boga zobaczę (Hi, 19,25-26)
W naszej pracy zdarzają się smutne momenty. Regina, 86-letnia babcia kilkorga naszych dzieciaków, jakiś czas temu zgłosiła się z zakażeniem rany w palcu. Infekcji nie udało się zatrzymać. Widać było, że w nodze krew nie krąży prawidłowo. Poprosiłyśmy o pomoc amerykańskich lekarzy, którzy byli tu z misją. Stwierdzili, że najprawdopodobniej konieczna jest amputacja, bo zostały zaatakowane również kości. Co gorsza, odkryli, że z drugą nogą nie jest lepiej. Zdecydowali, że przed jakąkolwiek decyzją, potrzebne będzie specjalistyczne badanie. Przewieźliśmy Reginę do szpitala niedawno wybudowanego z zagranicznej pomocy, ale okazało się, że jest budynek, ale… nie ma sprzętu. Kobieta mogła tylko wrócić do domu i cierpieć dalej… Chciałyśmy pomóc. Nawet gdyby to oznaczało amputację, przynajmniej skończyłyby się potworne bóle, która ma Regina…
Jakie to smutne… Jesteśmy bezsilne, ale wiemy, że nasz Wybawca, Jezus Chrystus, zwyciężył śmierć, żyje i nie chce, by człowiek cierpiał i żył w lęku przed śmiercią. Szczególnie teraz, w okresie Wielkanocnym, chcemy z wiarą modlić się o siłę dla Reginy i Bożą interwencję w tej po ludzku beznadziejnej sytuacji…
Rodzice Rosemarie
Podczas Wigilii Paschalnej Rosemarie przyjęła chrzest w Kościele katolickim. Wcześniej chodziła do kościoła ewangelickiego. Teraz miałyśmy wreszcie okazję zaprosić ją i jej rodziców, których od dawna znamy, na małą uroczystość z okazji chrztu dziewczyny. To było dobre spotkanie. Goście obejrzeli nasz nowy dom. Choć rodzice dziewczyny nie są katolikami, zaakceptowali jej wybór. Ale inni krewni są niezadowoleni i z ich strony spotyka Rosemarie wiele przykrości. Najbardziej przeżył jej decyzję wuj, który we Francji jest pastorem. Dotąd wspierał ją finansowo, ale teraz zażadał, by oddała wszystko, co dotąd od niego dostała… Trudna sytuacja…
Marakuja
W Polsce mało znana, a tu obrasta nam zewnętrzny mur, jak byle jaki bluszcz, który się sadzi, by było zielono i by nic przy nim nie trzeba było robić. Rośnie tak szybko, że w miesiąc zdążyła już pokryć całkiem spory obszar muru, zakwitnąć, a zaraz zaczną dojrzewać owoce. Trochę jak chwast, a – zdaniem niektórych – to najsmaczniejsze owoce świata. Zielona skórka z czasem lekko zdrewnieje, a w środku – galaretowata substancja, w której zanurzone są nasiona. Smaku i aromatu tego wnętrza nie da się z niczym porównać. Szkoda, że nie mogę Wam wysłać… Przywieźć też się nie da: do Stanów nie można wwieźć żadnych roślin ani jedzenia, a ja latam do Polski przez Stany.
Amerykanie nazywają marakuję „passion fruit” – może dlatego, że owocuje na Wielkanoc? A wcześniej kwitnie na fioletowo? I podobno ma pięć pręcików, jak pięć ran Chrystusa…
Geraldine
Przeprowadzając się, nie wiedziałyśmy, czy dzieci będa chciały przyjść tu za nami i czy wszystkie. Ile czasu im zajmie znalezienie drogi? Nie trzeba było długo czekać. Jak tylko otworzyłyśmy dom, pojawili się wszyscy albo prawie wszyscy. Są już też nowi. Mnóstwo pracy. Ranki przeznaczamy na zakupy, przyjmowanie matek z małymi dziećmi i innych potrzebujących, na przygotowanie obiadu, sprzątanie i prace domowe. Popołudnie każdego dnia to czas na odrabianie lekcji, obiad dzieci, zajęcia komputerowe, dwa razy w tygodniu próby chóru, raz kino, raz katecheza, raz Eucharystia. Mamy szczegółowo zaplanowane dni i wydaje się, że już by wystarczyło, a tu codziennie jakieś niespodzianki. Dziś Geraldine, 13-letnia dziewczynka, która przychodzi już do nas drugi rok, miała jakiś dziwny atak. Przez 30 min leżała sztywna i nie było z nią kontaktu. Ułożyłyśmy ją bezpiecznie i wezwałyśmy lekarkę z naszej mobilnej przychodni. Wydaje się, że to serce. Podobno miała już podobnie kilka razy, ale z powodu braku środków nikt nie poszedł z nią na badania. Geraldine mieszka u obcych – nie ma nawet matki.
Żaby
Odkryłyśmy, że na naszym nowym terenie, żyją trujące żaby. Dziś pierwszy raz widziałam, jak jedna skoczyła na któregoś chłopca. Haitańczycy twierdzą, że te żaby mogą człowieka oślepić i bardzo się ich boją. Ogromne pająki i te żaby zmusiły nas, by prosić Fritza o spryskanie trucizną wąskiego pasa między terenem a wejsciem do domu.
Kiedy ranne wstają zorze…
…widok nieproszonego gościa na drzwiach przyprawia nas o zawał (zdj. 1), ale za to widok po horyzont – wart milion dolarów! (zdj 2).