2 stycznia przyleciał do nas po raz kolejny Eric – pilot z Florydy, który uczy naszych medyków obsługi programu do rejestracji działalności mobilnej przychodni. Pomaga też naszym dzieciakom dając im dostęp do programów edukacyjnych. Tym razem przywiózł swoją najstarszą córkę, Abby. Kiedy s. Marilyn i nasz kierowca, Fritz, wieźli ich z lotniska, jakiś człowiek uderzył swoim samochodem w tył naszej toyoty. Wszędzie w świecie jego wina byłaby oczywista. Ale tu nie rządzi prawo ani rozsądek. Kiedy Fritz się zatrzymał, żeby sprawdzić, co się stało, ten człowiek wziął kamień w rękę i oświadczył, że wypadek był z winy Fritza i jeśli biali, którzy są w samochodzie, nie zapłacą, to on zniszczy nasz samochód. Fritz próbował dochodzić swojej racji, ale z wokół zaczął rosnąć tłum gapiów i robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. W Polsce czy Stanach w takiej sytuacji wzywa się policję. Tu nie ma żadnej pomocy. A nawet gdyby udało się wezwać policję, nie wiadomo, czy nie byłoby gorzej. Wiemy, że policja tu bywa zamieszana w przestępstwa.
Kiedy było już naprawdę groźnie, s. Marilyn zdecydowała się zapłacić i odjechać. Abby była naprawdę przerażona. Zresztą wszyscy mieli poczucie, że sytuacja wymknęła się spod kontroli i zrobiło się naprawdę niebezpiecznie. Czasem lepiej zapłacić haracz, niż stracić życie…