Ogladałyśmy niedawno z dziećmi film o cudach Bożego Narodzenia. Taki naiwny i sentymentalny. Czas Świąt, w którym spełniają się wszystkie życzenia. Jestem daleka od takiego patrzenia na Boże Narodzenie. Ale w naszym domu też wydarzył się cud – cud bożonarodzeniowy. Pamiętacie Christellę – dziewczynę, która w wielu 15 lat uciekła od „ciotki”, u której była darmową siłą roboczą. Szybko zaszła w ciążę, prawdopodobnie jedną po drugiej. Doświadczyła strasznej przemocy i upokorzenia, i znalazła się na ulicy. Urodziła dziecko, gdy mieszkała u kogoś na dachu. Pomogłyśmy jej znaleźć miejsce dla matki z dzieckiem. Uciekła stamtąd, znów wróciła do mężczyzny, który ją wykorzystywał. Przychodziła do nas po pomoc dla dziecka, a potem sprzedawała pampersy i mleko. Kłamała nieustannie, we wszystkim. Pomogłyśmy jej znaleźć miejsce dla dziecka zagłodzonego przez nią prawie na śmierć. Potem ona sama wróciła do tego miejsca, w którym już raz ją umieściłyśmy z dzieckiem i z którego uciekła.
Teraz przyszła powiedzieć, źe przebywa tam już ponad rok. Chodzi do 7 klasy do szkoły, a także w tym roku kończy kurs dla artystów. Uczyła się wyrobu biżuterii, sandałów i kobiecych ozdób. Wygląda całkiem inaczej.
Przyszła prosić o przebaczenie. Tak, właśnie tak. Nie o pieniądze, rzeczy, jedzenie, ale tylko o przebaczenie za wszystkie jej kłamstwa i zło, których doświadczyłyśmy od niej. Powiedziała, że zrozumiała, że byłyśmy dla niej bardziej matką niż jej własna matka, która ją porzuciła we wczesnym dzieciństwie. A ona była dla nas taka niewdzięczna. Powiedziała, że jest teraz innym człowiekiem i chce nas przeprosić i podziękować za tyle dobra. Wzruszyła mnie ta wizyta. Bożonarodzeniowy cud.