RSS

Archiwum dnia: 18/12/2017

Cud Bożego Narodzenia

Ogladałyśmy niedawno z dziećmi film o cudach Bożego Narodzenia. Taki naiwny i sentymentalny. Czas Świąt, w którym spełniają się wszystkie życzenia. Jestem daleka od takiego patrzenia na Boże Narodzenie. Ale w naszym domu też wydarzył się cud – cud bożonarodzeniowy. Pamiętacie Christellę – dziewczynę, która w wielu 15 lat uciekła od „ciotki”, u której była darmową siłą roboczą. Szybko zaszła w ciążę, prawdopodobnie jedną po drugiej. Doświadczyła strasznej przemocy i upokorzenia, i znalazła się na ulicy. Urodziła dziecko, gdy mieszkała u kogoś na dachu. Pomogłyśmy jej znaleźć miejsce dla matki z dzieckiem. Uciekła stamtąd, znów wróciła do mężczyzny, który ją wykorzystywał. Przychodziła do nas po pomoc dla dziecka, a potem sprzedawała pampersy i mleko. Kłamała nieustannie, we wszystkim. Pomogłyśmy jej znaleźć miejsce dla dziecka zagłodzonego przez nią prawie na śmierć. Potem ona sama wróciła do tego miejsca, w którym już raz ją umieściłyśmy z dzieckiem i z którego uciekła.

Teraz przyszła powiedzieć, źe przebywa tam już ponad rok. Chodzi do 7 klasy do szkoły, a także w tym roku kończy kurs dla artystów. Uczyła się wyrobu biżuterii, sandałów i kobiecych ozdób. Wygląda całkiem inaczej.

Przyszła prosić o przebaczenie. Tak, właśnie tak. Nie o pieniądze, rzeczy, jedzenie, ale tylko o przebaczenie za wszystkie jej kłamstwa i zło, których doświadczyłyśmy od niej. Powiedziała, że zrozumiała, że byłyśmy dla niej bardziej matką niż jej własna matka, która ją porzuciła we wczesnym dzieciństwie. A ona była dla nas taka niewdzięczna. Powiedziała, że jest teraz innym człowiekiem i chce nas przeprosić i podziękować za tyle dobra. Wzruszyła mnie ta wizyta. Bożonarodzeniowy cud.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 18/12/2017 w Uncategorized

 

Moje Boże Narodzenie

Czytałam wczoraj czyjegoś bloga: piękny, przepełniony tęsknotą opis naszych polskich zwyczajów i tradycji bożonarodzeniowych, przechowywanych w rodzinie z pokolenia na pokolenie. Jak bardzo przypominał mi on moją rodzinę i podobne wspomnienia z dzieciństwa. Uświadomił mi, że i teraz jest we mnie tęsknota za tradycją, za tym, „jak kiedyś bywało”… Z jedną różnicą: dziś dla mnie te tradycje są puste, jeśli Boże Narodzenie nie jest celebracją tajemnicy zejścia Boga do ludzi. Dziś, bardziej niż w okresie mojego dzieciństwa, Boże Narodzenie jest dla mnie o narodzeniu Boga w ludzkim ciele, o Emanuelu – „Bogu z nami” w każdej naszej rzeczywistości. Dziś Boże Narodzenie jest dla mnie o miłości Boga do człowieka. Miłości tak wielkiej, że wybrała uniżenie. O przygotowaniu Maryi przez jej Niepokalane Poczęcie do tego, aby mogła być Matką Boga.

Tutaj, na Haiti, Boże Narodzenie to dla mnie także czas pracy, aby dać innym zasmakować tej wielkiej, najpierw duchowej, radości z obecności Boga w naszym życiu i naszym cierpieniu. Myślę o tym, jak wielkim darem jest wiara. Jak bardzo poszerza horyzont. Jak więcej widać, gdy się wierzy; jak barwniejsze, ciekawsze, jak bardziej wielowymiarowe jest życie z perspektywy wiary. Jak o wiele radośniejsze jest życie, gdy się wie, dlaczego Bóg tak właśnie wyraził miłość do człowieka. I wtedy nie gorszy nas nawet świadomość, że Boże Narodzenie to tylko początek drogi, która zmierza do męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Nie świętowalibyśmy Bożego Narodzenia, gdyby nie było Wielkanocy! Bez niej utraciłoby ono całe znaczenie.

Lubię polską „magiczną” otoczkę tego święta. Kolędy, zupę wigilijną, prezenty, światełka choinek, śnieg. Wspominam tatę przynoszącego choinkę w wigilię – nie wcześniej! Trzepanie dywanów, ubieranie drzewka. Mamę w kuchni w otoczeniu wigilijnych zapachów. Babcię przynoszącą opłatek z kościoła i przypominającą, abyśmy się nie spóźnili na Pasterkę.

Ale nawet jeśli brakuje mi tutaj tej świątecznej oprawy, w tym gorącym kraju, gdzie nie znają nawet tradycji łamania się opłatkiem, to dziękuję Bogu, że to, co najważniejsze, jest tu obecne jak nigdzie i nigdy dotąd: miłość, którą wlał w ludzkie serca Bóg. Tutaj w Boże Narodzenie nie mamy czasu, aby usiąść spokojnie. Cały dzień jest dla innych: Eucharystia, jasełka, adoracja Dzieciątka Jezus. Potem rozdajemy ponad 200 prezentów. A potem obiad z ubogimi: kurczak, krórego jedzą tylko raz do roku wlaśnie u nas, deser, słodycze… A wieczorem, w ogromnym zmęczeniu radość przepełniająca serce. Po takich świętach czuję się obdarowana, nawet gdy nie otrzymuję żadnego prezentu. A kiedy dostanę zwykłą kartkę, wyrwaną z zeszytu, ze słowami „Jwaye Nwèl” to wiem, że to właśnie jest radość doskonała…

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 18/12/2017 w Uncategorized