RSS

Archiwa miesięczne: Grudzień 2017

Piątek w oktawie Narodzenia

Tyle dyskusji w polskim internecie na temat niejedzenia mięsa w piątek oktawy Bożego Narodzenia! Obowiązuje, czy nie? Czytam i jakoś mnie to dziwi, a nawet trochę smuci. Tyle energii się wkłada w wyjaśnianie reguł i przepisów prawa! Punkt taki, kodeks taki, ten powiedział, tamten napisał… Czy naprawdę zachęca to ludzi do postu? Czy choć trochę wyjaśnia im jego sens?

Jak bardzo inaczej widać te sprawy z perspektywy Haiti – miejsca, w którym tylu ludzi NIE pości w ŻADEN piątek, ale GŁODUJE codziennie. Szkoda, że tam, gdzie się nie je mięsa w piątki, tak mało sie mówi o sensie postu w wymiarze miłości bliźniego. Że pościmy, by dzielić się z tymi, którzy nie mają co jeść. Że pościć, to znaczy ODMAWIAĆ SOBIE, żeby dać innemu, żeby inny TEŻ MIAŁ COŚ DO ZJEDZENIA, aby mógł – może ten jedyny raz w roku – zjeść lepiej. Poszczę, bo kocham. Samo niejedzenie mięsa nie ma już dziś w Polsce i innych krajach Pierwszego Świata żadnego sensu. Albo poszczę, bo kocham, albo co za różnica: szynka czy wędzony łosoś?

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 30/12/2017 w Uncategorized

 

Boże Narodzenie 2017

To najbardziej wyczekiwany dzień dla dzieci i ludzi, z którymi tutaj współpracujemy. Może czekają tylko na wyjątkowy posiłek, który dostaną u nas i na prezenty, bo wcześniej dla wielu z nich Boże Narodzenie nie rożniło się od codzienności – ubodzy nie obchodzą świąt. My wiemy jednak, że najważniejsze jest przygotowanie duchowe. Stawiamy duży nacisk na Słowo i znaki. Dlatego młodzież i dzieci otrzymują na początku Adwentu katechezę na temat znaczenia wieńca adwentowego z czterema świecami i figurką Maryi. W centrum oczekiwania na Boże Narodzenie jest u nas niedzielna ewangelia – Słowo przygotowywane i wyjaśniane podczas cotygodniowych katechez.

Uczymy dzieci, że prezenty są „z okazji”, a nie zamiast. Że mają podkreślać radość z przyjścia Jezusa, że są wyrazem miłości, którą nas obdarował Bóg, otwierając nam drogę zbawienia w Jezusie. Przygotowujemy z dziećmi i młodzieżą jasełka – wiemy, że dla wielu niepiśmiennych, małych i dużych, to najlepszy sposob opowiedzenia ewangelii.

Bezpośrednie przygotowanie do Bożego Narodzenia zaczynamy od posprzątania terenu i dekoracji. Potem robimy tymczasowe zadaszenie, żeby można było spędzić u nas na podwórku kilka godzin, mimo palącego słońca. Mamy młodzież, która potrafi zrobić coś z niczego i chętnie się w takie prace porządkowo-dekoratorskie angażuje. Wielu z nich ma prawdziwie złote ręce. Teraz już wiemy, że Haitańczycy są bardzo muzykalni i mają wiele innych artystycznych talentów.

Nasze panie i młodzież przygotowują pyszności: długo wyczekiwany kurczak, ryż z fasolą, zapiekanka makaronowa z kiełbasą, smażone banany z sałatką z kapusty, uwielbiana tu coca-cola i pieczone przez nas kilka dni wcześniej ciastka. Już samo uczestniczenie z tymi ludźmi w przygotowaniach daje dużo radości.

W dzień Boźego Narodzenia o 11.00 jasełka. Dzieci oglądają inscenizację z otwartymi buziami. Niczego takiego wcześniej nie widziały. Tu przecież nie ma teatru ani telewizji. Po jasełkach – najważniejsza część świętowania: Eucharystia.

Zapraszamy do świętowania sąsiadów, rodziców naszych dzieci i młodzieży, oni przyprowadzają swoich gości. To prawie dwie setki ludzi. Tym razem zaprosiłyśmy też – jakkolwiek to zabrzmi szokująco – prostytutki, o których kiedyś pisałam. Mimo tego, że nie wszyscy rozumieją, co świętują. Małe dzieci trochę rozrabiają, ktoś wychodzi, ktoś się spóźnia. Księża może nawet mają o to do nas pretensję. Ale my jesteśmy przekonane, że Bog narodził się właśnie dla nich – dla tych ubogich, chromych i niewidomych. W Polsce na stole wigilijnym stawia się nakrycie dla zbłąkanego wędrowca. My tych zbłąkanych mamy wszędzie wokół. Można nie im głosić Dobrej Nowiny?

Po Eucharystii obfity obiad i w końcu czas na adorację Dzieciątka i prezenty dla dzieci. Z prezentami wychodzą uszczęśliwione, ale my i młodzież dalej pracujemy. Sprzątanie, spoźnione dzieci, które gdzieś się dowiedziały, że u nas święto i przyszły po wszystkim. Na koniec z młodzieżą jemy obiad i z nimi mamy adorację i kolędowanie w naszej kaplicy. Wszystko kończy się wieczorem. Jesteśmy śmiertelnie zmęczone, ale szczęśliwe.

Padamy do łóżka, a wtedy – jak co roku – świętować zaczynają nasi sąsiedzi. Ogłuszająca muzyka do rana… Ale przecież Pan Bóg nas tu nie wysłał na wczasy na Karaibach 😉

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 26/12/2017 w Uncategorized

 

Wigilia

Na Wigilię w naszym domu zawsze kogoś zapraszamy. Zwykle kogoś z ubogich z naszej wspólnoty. Tym razem była to Melinda -dziewczyna, ktora pracuje u nas w kuchni, jej brat Jean Phillippe, który chciałby zostać księdzem, i Carlo – dziecko, które przygarnęli, bo tutejszym zwyczajem podrzucił im je jakiś krewny „na trochę” („trochę” trwa już pół roku). Modlitwa, dzielenie się opłatkiem, kolędy, kolacja… i wzruszenie… Jak w każdej rodzinie…

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 26/12/2017 w Uncategorized

 

Nie zwlekaj dłużej, lecz przyjdź i zamieszkaj w człowieczych sercach

Życzymy Wam, Siostry i Bracia, słowami Biblii, aby w nadchodzącym roku „naród przeciw narodowi nie wznosił już oręża”. Tym, którzy cierpią nędzę, życzymy, by ich serca były przepełnione nadzieją. „Wyzwoli bowiem Pan wołającego biedaka i ubogiego, i bezbronnego. Zmiłuje się nad nędzarzem i biedakiem, i ocali życie ubogich. Uwolni ich życie od krzywdy i ucisku, a krew ich cenna będzie w Jego oczach”.

Przyjaciołom i Rodzinie życzymy, by nad Wami „wzeszła światłość Pana. I Jego chwała niech objawi się w Was”.

A wszystkim, z nami samymi na czele, życzymy, by Pan „zabrał nam serce kamienne, a dał nam serce z ciała”.

Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia!

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 24/12/2017 w Uncategorized

 

Cud Bożego Narodzenia

Ogladałyśmy niedawno z dziećmi film o cudach Bożego Narodzenia. Taki naiwny i sentymentalny. Czas Świąt, w którym spełniają się wszystkie życzenia. Jestem daleka od takiego patrzenia na Boże Narodzenie. Ale w naszym domu też wydarzył się cud – cud bożonarodzeniowy. Pamiętacie Christellę – dziewczynę, która w wielu 15 lat uciekła od „ciotki”, u której była darmową siłą roboczą. Szybko zaszła w ciążę, prawdopodobnie jedną po drugiej. Doświadczyła strasznej przemocy i upokorzenia, i znalazła się na ulicy. Urodziła dziecko, gdy mieszkała u kogoś na dachu. Pomogłyśmy jej znaleźć miejsce dla matki z dzieckiem. Uciekła stamtąd, znów wróciła do mężczyzny, który ją wykorzystywał. Przychodziła do nas po pomoc dla dziecka, a potem sprzedawała pampersy i mleko. Kłamała nieustannie, we wszystkim. Pomogłyśmy jej znaleźć miejsce dla dziecka zagłodzonego przez nią prawie na śmierć. Potem ona sama wróciła do tego miejsca, w którym już raz ją umieściłyśmy z dzieckiem i z którego uciekła.

Teraz przyszła powiedzieć, źe przebywa tam już ponad rok. Chodzi do 7 klasy do szkoły, a także w tym roku kończy kurs dla artystów. Uczyła się wyrobu biżuterii, sandałów i kobiecych ozdób. Wygląda całkiem inaczej.

Przyszła prosić o przebaczenie. Tak, właśnie tak. Nie o pieniądze, rzeczy, jedzenie, ale tylko o przebaczenie za wszystkie jej kłamstwa i zło, których doświadczyłyśmy od niej. Powiedziała, że zrozumiała, że byłyśmy dla niej bardziej matką niż jej własna matka, która ją porzuciła we wczesnym dzieciństwie. A ona była dla nas taka niewdzięczna. Powiedziała, że jest teraz innym człowiekiem i chce nas przeprosić i podziękować za tyle dobra. Wzruszyła mnie ta wizyta. Bożonarodzeniowy cud.

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 18/12/2017 w Uncategorized

 

Moje Boże Narodzenie

Czytałam wczoraj czyjegoś bloga: piękny, przepełniony tęsknotą opis naszych polskich zwyczajów i tradycji bożonarodzeniowych, przechowywanych w rodzinie z pokolenia na pokolenie. Jak bardzo przypominał mi on moją rodzinę i podobne wspomnienia z dzieciństwa. Uświadomił mi, że i teraz jest we mnie tęsknota za tradycją, za tym, „jak kiedyś bywało”… Z jedną różnicą: dziś dla mnie te tradycje są puste, jeśli Boże Narodzenie nie jest celebracją tajemnicy zejścia Boga do ludzi. Dziś, bardziej niż w okresie mojego dzieciństwa, Boże Narodzenie jest dla mnie o narodzeniu Boga w ludzkim ciele, o Emanuelu – „Bogu z nami” w każdej naszej rzeczywistości. Dziś Boże Narodzenie jest dla mnie o miłości Boga do człowieka. Miłości tak wielkiej, że wybrała uniżenie. O przygotowaniu Maryi przez jej Niepokalane Poczęcie do tego, aby mogła być Matką Boga.

Tutaj, na Haiti, Boże Narodzenie to dla mnie także czas pracy, aby dać innym zasmakować tej wielkiej, najpierw duchowej, radości z obecności Boga w naszym życiu i naszym cierpieniu. Myślę o tym, jak wielkim darem jest wiara. Jak bardzo poszerza horyzont. Jak więcej widać, gdy się wierzy; jak barwniejsze, ciekawsze, jak bardziej wielowymiarowe jest życie z perspektywy wiary. Jak o wiele radośniejsze jest życie, gdy się wie, dlaczego Bóg tak właśnie wyraził miłość do człowieka. I wtedy nie gorszy nas nawet świadomość, że Boże Narodzenie to tylko początek drogi, która zmierza do męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Nie świętowalibyśmy Bożego Narodzenia, gdyby nie było Wielkanocy! Bez niej utraciłoby ono całe znaczenie.

Lubię polską „magiczną” otoczkę tego święta. Kolędy, zupę wigilijną, prezenty, światełka choinek, śnieg. Wspominam tatę przynoszącego choinkę w wigilię – nie wcześniej! Trzepanie dywanów, ubieranie drzewka. Mamę w kuchni w otoczeniu wigilijnych zapachów. Babcię przynoszącą opłatek z kościoła i przypominającą, abyśmy się nie spóźnili na Pasterkę.

Ale nawet jeśli brakuje mi tutaj tej świątecznej oprawy, w tym gorącym kraju, gdzie nie znają nawet tradycji łamania się opłatkiem, to dziękuję Bogu, że to, co najważniejsze, jest tu obecne jak nigdzie i nigdy dotąd: miłość, którą wlał w ludzkie serca Bóg. Tutaj w Boże Narodzenie nie mamy czasu, aby usiąść spokojnie. Cały dzień jest dla innych: Eucharystia, jasełka, adoracja Dzieciątka Jezus. Potem rozdajemy ponad 200 prezentów. A potem obiad z ubogimi: kurczak, krórego jedzą tylko raz do roku wlaśnie u nas, deser, słodycze… A wieczorem, w ogromnym zmęczeniu radość przepełniająca serce. Po takich świętach czuję się obdarowana, nawet gdy nie otrzymuję żadnego prezentu. A kiedy dostanę zwykłą kartkę, wyrwaną z zeszytu, ze słowami „Jwaye Nwèl” to wiem, że to właśnie jest radość doskonała…

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 18/12/2017 w Uncategorized

 

Rozstanie

Dziś Marline przyszła zapytać o decyzję dyrektora sierocińca w sprawie przyjęcia jej córeczek. Jednak wiadomość, że zostaną przyjęte, wywołała w niej mieszane uczucia. Dziękowała nam, ale jednocześnie odeszła płacząc. Będzie za dziewczynkami tęsknić – ona naprawdę jest dobrą matką. Po kilku godzinach wróciła z dziećmi. Bliźniaczki i kilkuletni syn. Poprosiła, by zrobić im wszystkim razem zdjęcie. Po nakarmieniu i przebraniu dzieci wyruszyłyśmy do sierocińca. Znamy już dobrze to miejsce – to tam pomogłyśmy umieścić Rosemitę. Jest to chyba najlepszy dom dziecka w okolicy. Jesteśmy wdzięczne jego prowadzącym, że dzieci zostały przyjęte, ale dla nas to też smutny dzień. Szkoda nam Mirlandy i Mirlande, choć wiemy, że w obecnej sytuacji tak jest dla nich lepiej.

Jak zwykle spędziłyśmy trochę czasu z Rosamitą.

Ostatnie zdjęcie pokazuje Mirlandę i Mirlande na rękach nowych opiekunek… Aniołowie stróżowie, strzeżcie ich…

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 16/12/2017 w Uncategorized

 

Kochać drugiego bardziej niż samego siebie…

Już drugi rok z rzędu dzieci uczestniczące u nas w katechezie przechodzą trudną próbę. Przygotowują prezenty bożonarodzeniowe, pięknie je pakują, ozdabiają i… oddają innym. Nasze dzieci, które żyją w nędzy i same nic nie mają, przygotowują prezenty dla innych, którzy może mają jeszcze mniej, szczególnie dla tych, którzy by nie dostali niczego, gdyby nasze dzieci im nie dały.

Najpierw przygotowujemy naszą gromadę. Mówimy o sensie pomagania, o błogosławieństwie obdarowywania. Potem pakujemy, tym razem przybory szkolne, koszulki i słodycze. Potem wychodzimy za bramę i szukamy potrzebujących.

Większość naszych posłańców świetego Mikołaja wypełniła swoją misję świetnie. Przeżyli radość z tego, że ktoś inny się cieszył. Ale widziałyśmy też takie dzieci, ktore nie podołały próbie: zaniosły paczki dla swoich albo jeszcze przed zakończeniem pakowania wsunęły coś do własnej kieszeni. Zadanie okazało się dla nich za trudne: nie były w stanie czekać aż do Bożego Narodzenia, choć wiedzą, że dostaną wtedy dużo więcej… To nic – dalej będziemy próbowały je uczyć, że dawać znaczy dużo więcej niż dostawać…

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 15/12/2017 w Uncategorized

 

Co zrobić, żeby dzieci chciały się uczyć?

Erikowi, pilotowi z Florydy, który na zasadzie wolontariatu zaangażował się w naszą misję, bardzo mocno leży na sercu edukacja. Najpierw zapoznał nas z Khan Academy – organizacją non profit, udostępniającą w internecie wiele atrakcyjnych zasobów edukacyjnych, a teraz przywiózł nam Rachel. Nazywamy ją Rachelą. To urządzenie działające bez konieczności podłączania internetu. Zawiera niektóre jego zasoby i umożliwia dostęp do nich na komputerach znajdujących sie w pobliżu. Eric zadbał, by nasze dzieciaki i młodzież mogły w taki sposób korzystać z tego, co wartościowe w internecie, mimo że o dobre łącze internetowe tutaj naprawdę trudno.

Oczywiście natychmiast Rachela stała się u nas przebojem! Młodzież spędza z nią godziny, a dzieci wciąż proszą, aby je także włączyć w ten program. Wymyśliłyśmy, że przeszkolimy kilkoro młodych, a oni będą nadzorować pracę dzieci. I tak robimy: dzieci, które szybko i dobrze odrobią lekcje, w nagrodę pracują z Rachelą: uczą się czytać i pisać, rozwiązują zadania i łamigłówki. Widzimy, jak wzrosła ich motywacja do nauki. Dziękujemy, Eric!

 
Dodaj komentarz

Opublikował/a w dniu 13/12/2017 w Uncategorized

 

Bliźniaczki

Marline przychodzi do nas od kilku miesięcy po pomoc dla swoich 10-miesięcznych córeczek – bliźniaczek: Mirlandy i Mirlande. Kiedyś pisałam już, jak pomagamy niemowlętom – wtedy też widzieliście pierwszy raz dziewczynki na zdjęciu. Są czyste i zadbane, choć zawsze głodne. Marline nie ma pracy i oczywiście żadnego wsparcia ze strony ojca bliźniaczek. Jakiś miesiąc temu, trzymając jedną z sióstr na rękach, rozmawiałam z kimś przez telefon po polsku. Obok mnie siedziała matka z drugą. Właśnie chwaliłam ją za to, że mimo biedy – dzieci są bardzo zadbane, kiedy Marline, jakby rozumiejąc, że rozmowa jest o niej (choć była po polsku), zapytała, czy nie znam… jakiegoś sierocińca, gdzie mogłaby oddać córki!

Szok. Tu nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać. Uważałam Marline za wzorową matkę! Może nawet najlepszą z tych, które znam! Ale to jest Haiti – tu sprawy są bardziej skomplikowane…

Marline żyje w nędzy. Z dwójką niemowląt nie ma szans na żadną pracę. Nie ma też żadnego swojego kąta. Okazało się w dodatku, że ojciec dziewczynek nachodzi ją z propozycją, żeby… sprzedać dzieci. Marline tuła się po ludziach, śpi to tu, to tam. Sierociniec, paradoksalnie, to bezpieczne schronienie i lepsze życie dla jej córeczek. Tutaj ludzie wiedzą, że sierocińce prowadzone przez zagraniczne organizacje czasem dają dzieciom nawet możliwość kształcenia. Tak to tu działa: sierocińce nie są dla sierot – są dla dzieci oddanych przez rodziców. Straszne. I w dodatku jest to zamknięte koło: co prawda utrzymując taki sierociniec ratuje się życie, z drugiej strony – zwalnia się rodziców z odpowiedzialności za to życie, które już powołali i jednocześnie za to, które powołają za chwilę… Pomagając – pomagasz i nie pomagasz równocześnie. Nie wiadomo, co robić!

Pewnie pamiętacie Rosamitę – córeczkę Christelli. Znalazłyśmy jej miejsce w sierocińcu prowadzonym przez baptystów. Dzwoniłyśmy tam dziś – czekamy na odpowiedź, czy będą w stanie przyjąć też Mirlandę i Mirlande. Walczymy z sumieniem: czy dobrze robimy? Wiemy, ze lepiej byłoby wesprzeć matkę i dać dziewczynkom szansę życia przy niej. Ale my nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Tyle jest tutaj potrzeb! Nie mamy pracy dla tej kobiety, a w dodatku ona nie może pracować, mając dwójkę niemowląt! Dawanie pieniędzy nie wchodzi w grę – następnego dnia pod naszymi drzwiami stałoby pół miasta z prośbą o pieniądze w czasem naprawdę dramatycznych sytuacjach. Zresztą przecież Haiti nie może być jednym wielkim osiedlem socjalnym, utrzymywanym przez zagraniczne organizacje!

Czekając na odpowiedź z sierocińca, modlimy się o wolę Bożą w tej sytuacji.

Tymczasem pomagamy Marline zdobyć akty urodzenia dziewczynek. Bez tego z dziećmi można zrobić wszystko bez żadnych konsekwencji. Bez aktu urodzenia te dzieci nie istnieją. Każdy może powiedzieć, że to jego dzieci i zrobić z nimi, co zechce.

Kiedy Marline załatwiała sprawy urzędowe, ja doświadczyłam, jak trudno być matką bliźniąt. Byłam z nimi dziś przez 7 godzin – większość tego czasu sama. Zobaczyłam, że z dwojką takich maluchów nie można zrobić NIC. Są tak absorbujące! Nie płakały (razem lub naprzemian) tylko wtedy, gdy trzymałam je obie przytulone do siebie. Matki, które doświadczyłyście tego (lub doświadczacie) przez wiele lat (czasem kilka razy) – ogromny szacunek!

 
1 Komentarz

Opublikował/a w dniu 13/12/2017 w Uncategorized