Trudno jest większą część dnia spędzać bez żadnego światła. Rano wstajemy i modlimy się w kompletnej ciemności, a potem już od 17.00 zapada zmrok. Od tygodni nie ma prądu. Takie życie zmienia rozumienie Adwentu: jestem cząstką ludzkości pogrążonej w mroku grzechu i czekającej na światełko wolności, które przyniesie Zbawiciel. W tej ciemności naprawdę niewiele można: ani pracować, ani czytać, nie działają urządzenia, nie ma internetu. Zostaje bezczynność. Trudne jest takie trwanie w bezradności…
Maranâ’ thâ’! Przyjdź Jezu, Panie!
(Zdjęcie zrobiłam kiedyś w samolocie)