Pierwszy raz po huraganie jedziemy do Port-au-Prince. Wiedziałyśmy, że droga uprzątnięta i przejezdna, bo ludzie z naszego miasteczka już jeździli. Ale i tak rozmiary zniszczeń przygnębiają: z gór zjechały całe zbocza, potworzyły się rumowiska skalne i zwały błota, drzew właściwie nie ma, pozrywane dachy, a ubogie chatki, sklecone byle jak, z byle czego, wyglądają jeszcze bardziej żałośnie…
Jedziemy do PaP
16
Paźdź