Wczoraj wyruszyłyśmy w góry z naszym projektem „Woda z błogosławieństwem”. Ksiądz miał zaprosić dwadzieścia kobiet na spotkanie. Była z nami madam Omanie. Dojechaliśmy przed umówioną godziną. Posprzatałyśmy salę, przygotowałyśmy wszystko i czekamy. Ale nikt nie przychodzi! Po upływie kolejnej godziny przyszła jedna kobieta, potem jeszcze dwie. Postanowilyśmy „wyjść na rozstajne drogi i zapraszać, kogo spotkamy”… Wchodziłyśmy do domów, które wydawały się nam najuboższe, aby przede wszystkim ubodzy mogli skorzystać z programu. Po jakimś czasie miałyśmy już wielu chętnych, w końcu pojawiły się też kobiety wcześniej zaproszone przez księdza – kolejny dowód, że na Haiti czas płynie inaczej 😉 Ponieważ jednak zbieranie się trwało tak długo, tego dnia nie mogłyśmy już przeprowadzić katechezy ani szkolenia. Starczyło czasu jedynie na zapisy i ustalenie nowego terminu. Całodniowa wyprawa i żadnych owoców.
Uczymy się tutaj, by pomagając, nie liczyć na wdzięczność i by pamiętać, że nie od nas, nie od naszej organizacji, wkładu pracy czy poświęcenia zależy zbawienie świata. Że to Pan wybiera czas i miejsce. Może teraz właśnie, w tej historii, wybrał inny czas, kiedy te kobiety będą bardziej gotowe na przyjecie Jego Słowa. Panie, daj mi pokorę wsłuchiwania się w to, czego ode mnie oczekujesz…