Jeszcze w Stanach otrzymałyśmy pieniądze od pewnego człowieka z Buffalo, który prosił, by przeznaczyć je na zakup kozy dla jakiejś biednej rodziny. To było dziwne doświadczenie: nigdy nie kupowałyśmy żadnego żywego stworzenia! Poprosiłyśmy więc Fritza, naszego kierowcę z Mobilnej Przychodni, by to dla nas zrobił. W piątek Fritz swoim motocyklem pojechał w góry i przywiózł kozę. Motocyklem! Przywiózł też „dowód osobisty” kozy, bez którego nie można na Haiti kozy kupić ani sprzedać.
Wczoraj poszłyśmy z kozą na sznurku do Franswa – pewnie wyglądałyśmy śmiesznie: zakonnice z kozą na spacerze 🙂 Dałyśmy zwierzaka Franswa i jej trzem chłopcom. Cała rodzina nie posiadała się ze szczęścia! Koza jest dziewczynką, a mama Franswa (którą poznałyśmy na chrzcie chłopców tydzień temu) ma kozę-chłopca. Franswa cieszy się, że może bedą teraz mieć młode kózki… Zapomniałam zapytać, czy koza ma jakieś imię 😉