Od początku naszej misji w Jacmel mieszkamy w domu należącym do diecezji. Na piętrze ponad nami mieszkają księża ze Zgromadzenia Św. Wincentego à Paulo. Jest też tam stacja radia diecezjalnego i Biuro Edukacyjne. Do niedawna na parterze znajdowało się kilka oddziałów szkoły podstawowej – szkoła zaczynała działalność jeszcze przed świtem, radio – pracuje do późnej nocy. Teraz na dole mieszkają kucharki księży i kilka innych osób, które pracują dla diecezji. Teren przed budynkiem posiada bramę, ale właściwie nie może być ona zamykana, bo do radia przychodzą goście o każdej porze dnia i często w nocy. Nasze spotkania i zajęcia z dziećmi i młodzieżą już prawie trzy lata odbywają się w prowizorycznych warunkach, w ścisku i zamieszaniu, czasem na schodach, bo innego miejsca nie mamy. Zabawy i krzyki dzieciaków, i Kuchnia Matki Angeli są z kolei pewnie uciążliwe dla księży.
Koszty utrzymania tego tymczasowego mieszkania też są coraz większe: nie płacimy biskupowi za najem, ale mamy umowę, że w zamian płacimy rachunki za prąd i wodę dla wszystkich mieszkańców budynku. Trudny jest też dla nas brak możliwości oddzielenia strefy prywatnej mieszkania od części związanej z naszą pracą: jak się modlić, kiedy metr do naszej kaplicy, otwartej na cztery strony świata, stale ktoś puka do kraty wejściowej? Jak bez przerwy żyć na widoku, bez możliwości spędzenia choćby chwili w samotności?
Prowincja od samego początku podejmuje działania mające na celu zamianę tej misji z tymczasowej w stałą. Sondowane byly możliwości zakupu ziemi i budowy małego domu dla sióstr z zapleczem do pracy. Ludzie w Stanach odpowiedzialni za sprawy gospodarcze Prowincji nawiązali kontakt z architektami i prawnikami na Haiti i negocjowali plany, projekty i ceny. Teraz wygląda na to, że decyzje będą musiały przyspieszyć: nasz Biskup planuje wprowadzenia seminarzystow do mieszkania, które my obecnie zajmujemy.
Dlatego kilka dni temu odwiedzili nas po raz kolejny Mark i Mike, którzy z ramienia zarządu Prowncji zajmują się sprawą budowy klasztoru na Haiti. To była krótka, ale intensywna wizyta. Najpierw spędzili dzień w Port-au-Prince na spotykaniu z architektami i inżynierami, a następnie przywiozłyśmy ich do Jacmel, by omówili sprawy z Biskupem i sfinalizowali konieczne umowy. Wydaje się, że wchodzimy w fazę konkretów: Mark i Mike dogadują się z firmami budowalnymi i obiecują, że następne Boże Narodzenie spędzimy już w nowym domu. My znamy różnice między Stanami a Haiti, więc mamy dystans do terminów 😉 Oddajemy to wszystko Panu – Bóg przewidzi.

