W czasie tych dwóch i pół roku w Jacmel spotkałyśmy wielu analfabetów. Dzieci nie chodzą do szkoły z biedy, a potem już nigdy nie mają okazji nauczyć się czytać i pisać. Szczególnie źle się mają pod tym względem kobiety: jako dziewczynki bardzo wcześnie zostają zaangażowane w domowe obowiązki, często wyręczając matki, które muszą utrzymywać rodzinę, potem same szybko rodzą dzieci i tak już zostaje.
Nie raz miałyśmy okazję zobaczyć, ile z matek naszych dzieciaków nie potrafi czytać: nie mogą pomóc dzieciom w lekcjach, nie wiedzą, co lekarz im napisal na recepcie, wartość pieniądza rozpoznają po kolorze banknotu albo po obrazku. Wstydzą się tego, ale tu, na Haiti, wydaje się im to normalne: taki jest los kobiet, więc myślą, że tak już musi być. Wiele z nich, to kobiety, które znamy i cenimy za wytrwałe niesienie ciężaru życia i samodzielne wychowywanie dzieci. Niektóre są młode: 17, 21 lat. Czasem nawet skończyły kilka wstępnych klas, ale zdążyły już zapomnieć to, czego się nauczyły.
Ponieważ do nas trzy razy w tygodniu przyjezdża madam Omanie, żeby dawać nam lekcje kreolskiego, pomyślałyśmy, że może podjęłaby się też zajęć z tymi kobietami. Madam Omanie jest dobrym człowiekiem, wykwalifikowanym nauczycielem i chętnie angażuje się w nasze przedsięwzięcia „edukacyjne”. Tym razem też się zgodziła: dwa razy w tygodniu kilka kobiet przychodzi do nas na lekcje. Wczoraj obserwowałam, jak uczą się właściwego trzymania ołówka, rysowania kółeczek w liniach. Widać, że madam Omanie zna się na tym. Ja pewnie zaczęłabym od razu od pisania literek, a przecież ważne jest najpierw wyrobić sprawność ręki, precyzję, koordynację – te kobiety pracują ciężko fizycznie, maja mało sprawne i nienawykłe do precyzji dłonie. Bardzo mnie poruszył zapał, skupienie i wdzięczność „uczennic”: nikt im nigdy nie poświęcił uwagi, nie zatroszczył się o to, żeby nauczyły się tego, co nam się wydaje tak podstawowe i naturalne!
Patrząc na dorosłe kobiety z zacięciem rysujące kreseczki w liniaturze, dziękowałam Bogu, że natchnąl nas taką myślą…