Historia złamanej ręki Wilnera znalazła dziś wreszcie szczęśliwe zakończenie. Pamiętacie, że szpital poza RTG nie zrobił niczego, by mu pomóc i jak się dziś okazało, nawet diagnoza była niewłaściwa (sugerowała zwichnięcie stawu). Przez cały weekend matka nie znalazła dla chłopca żadnej skutecznej pomocy. Podobno jacyś ludzie robili mu okłady z ziaren pewnej rośliny uważanej tu za lek, ale kiedy to nie pomogło i matka Wilnera przyszła do nas z prośbą o pieniądze na następnego znachora, postanowiłyśmy same poszukać pomocy gdzie indziej. Nasza nauczycielka, madam Omani, pokazała nam prywatny gabinet ortopedy. Właścicielem jest doktor Paul, który przez 38 lat pracował w Nowym Jorku, a na emeryturę wrócił w rodzinne strony – do Jacmel. Wykonał jeszcze jedno zdjęcie RTG, tym razem, dla porównania, zdrowej ręki. Stwierdził, że Wilner wyraźnie ma złamanie. W końcu założono chłopcu gips. Oczywiście to kosztowało dużo więcej, niż w szpitalu św. Michała, jednak wiemy, że dobrze wydałyśmy te pieniądze. Cieszymy się też, że nawiązałyśmy kontakt z kolejnym życzliwym lekarzem tutaj, w dodatku pracującym według amerykańskich standardów.
W końcu w gipsie
01
Gru
Halina
02/12/2014 at 08:29
Niesamowite jak długa jest droga do podstawowej pomocy,ale by zobaczyć taki uśmiech na twarzy chłopca to jak największa nagroda.Właściwie Wasze życie tam składa się z prawie samych takich analogicznych zdarzeń,choć szczegóły sa różne.A do tego jeszcze znachorzy…
CSSF
02/12/2014 at 13:32
Reblogged this on Siostry Felicjanki.