Nadszedł czas zbierania owoców wytrwałej pracy. Młodzi ludzie, którzy pod naszym patronatem rozwijają talenty artystyczne, poszukują zbytu dla swoich prac. Wykonali podkładki pod szklanki i talerze oraz serwetniki i tacki. Wszystko w bardzo haitańskim stylu: w żywych kolorach, „owocowe” i „soczyste”. Znalazłyśmy im hotel w Jacmel, którego właściciel złożył spore zamówienie. Prace bardzo mu się spodobały. Podkładki wykorzystane zostaną w hotelowej restauracji. To pierwszy sukces naszych artystów! Bogu niech beda dzięki!
Archiwa miesięczne: Wrzesień 2014
Budujemy miejsce na śmietnik
Utrzymanie naszego terenu w czystości i troska o jego piękno, to część naszej franciszkańskiej tradycji. Próbujemy zarazić młodych Haitańczyków tymi wartościami. Ostatnio podjęłyśmy się wspólnie z młodzieżą wybudowania śmietnika. Dotąd śmieci po prostu składowałyśmy w workach na podwórku… Na Haiti śmieci są wszędzie, więc pewnie nikomu prócz nas to nie przeszkadzało. Ale się zawzięłyśmy…
Nie jestem pewna, czy udało nam się przekonać naszych znajomych, że budowa śmietnika ma sens (wszystko przebiegało „w haitańskim stylu”: kilka osób pracuje, a reszta sie przyglada 😉 , ale wierzymy, że kropla drąży kamień…
Poznajcie Fabiolę i Jelemsona
Chcemy wam kolejno przedstawić tych, którzy należą do naszej wspólnoty, i ich rodziny. Dziś o Fabioli i jej bracie – Jelemsonie. Fabiola ma 11 lat i jest w trzeciej klasie po raz drugi. Jej brat Jelemson (7 lat) też powtarza pierwszą klasę. Samotnie wychowuje ich Linda – ich matka. Ojciec – jak większość ojców tutaj – nie utrzymuje kontaktu z dziećmi. Za to ma dwójkę innych dzieci z sąsiadką Lindy. Tamtymi też zresztą się nie interesuje. Linda pracuje od rana do nocy sprzątajac, piorąc i robiąc, co się da, aby tylko utrzymać dzieci.
Niedawno musiała zapłacić za wynajmowaną małą przestrzeń, którą trudno nazwać nawet pokojem. Nie miała na to pieniędzy, więc pożyczyła i pracowała dodatkowo bardzo ciężko, aby je oddać. W taki sam sposób posłała dzieci do szkoły, a my dałyśmy im ksiażki.
Codziennie po szkole Fabiola i Jelemson przychodzą do naszej kuchni na obiad, a potem odrabiają lekcje pod okiem naszej młodzieży, bo w domu ani pomocy, ani miejsca, ani nawet światła. Linda, ich matka, uważa się za katoliczkę i chce, abyśmy przygotowały jej dzieci do przyjęcia sakramentów świętych (dotąd nie są nawet ochrzczone).
Dziś odwiedziłyśmy Lindę, bo była chora i potrzebowała lekarstwa. Dowiedziałyśmy się, że w tej małej przestrzeni, którą nazywają mieszkaniem, na dwóch łóżkach mieszka 6 osób: Linda z dwójką dzieci i jej trzech dorosłych braci. Okazało się, że Linda pracuje nie tylko na swoje dzieci, ale także na swoich braci!
Bardzo smutna to historia, ale wcale tutaj nie wyjątkowa…
Polyanna
Spotkałyśmy ciekawą kobietę: Polyannę Domond, artystkę i fankę rycyklingu. Interesująca, ale i trudna jest historia jej życia. To córka byłego ambasadora Wenezueli. Zna kilka jezyków. Była reporterką w haitańskiej telewizji aż do trzęsienia ziemi w 2010 roku.
Polyanna miała męża i dzieci. W momencie trzęsienia ziemi jechała do domu w Port-au-Prince. Czekała tam na nią jej rodzina. 17 osób znajdujących się pod jej dachem zginęło. W tym mąż i dzieci. Śmierć najbliższych wstrzasnęła Polyanną tak bardzo, że radykalnie się zmieniła. Z kobiety skupionej na sobie, własnej urodzie i wygodzie, stała się kimś, kto poświęca życie innym, szczególnie tym zranionym przez katastrofę z 2010 roku.
Przez lata próbowała też odbudować własne życie i dom. Obecnie mieszka na wsi w pobliżu Jacmel, gdzie zajmuje się rycyklingiem plastyku i starych opon, zmieniając je w dzieła sztuki. Teraz buduje dom z plastikowych butelek. Otworzyła też dom dla gości na swoim terenie nad morzem. Mieszka całkiem blisko nas.
Polyanna opiekuje się młodymi artystami. Jednym z nich jest Nelson. W więzieniu nauczył się robić torby z worków od cementu i plastikowych butelek. Teraz próbuje utrzymywać rodzinę zarabiając w taki właśnie sposób.
Chcą, ale często nie mogą…
Nie mogą pójść do szkoły. Haitańskie dzieci. Chociaż bardzo by chciały…
To, co widać na ulicach (i naszych zdjęciach): kolorowe bluzki, wstążeczki, skarpetki z firaneczkami, czarne porzadne buty, to nie oddaje rzeczywistości. Większość rodzin ma problemy z wyposażeniem swoich dzieci w wymagany przez szkołę strój. Prócz mundurka, trzeba zapłacić za podręczniki, plecak i inne przybory, no i oczywiście największy wydatek: czesne. Prezydent Haiti obiecywał, że szkoła dla najuboższych będzie darmowa, ale nic z tym nie zrobiono.
Codziennie mamy więc wielu proszacych nas o pomoc w posłaniu dzieci do szkoły. Pomagamy „swoim”, tzn. tym, których znamy, o których wiele wiemy, którzy są u nas każdego dnia. Ale takich też jest bardzo wielu. Wrzesień to bardzo pracowity i stresujący miesiąc dla nas wszystkich…