Dzisiejsze zdanie z Listu św. Jakuba: „Jeżeli Pan zechce, i będziemy żyli, zrobimy to lub owo”, to jedno z pierwszych zdań, które poznałyśmy w j. kreolskim. Haitańczycy używaja tego zwrotu bardzo często, szczególnie wtedy, gdy mówią o tym, co dopiero ma się wydarzyć. Może to z powodu trudnych doświadczeń, które obfitowały w życiu tych ludzi? Czasem wydaje mi się, że Haitańczycy mają ten cudowny dar akceptowania z jednakowym nastawieniem wszystkiego, co na nich przychodzi, co dobre ale i co złe. Uczymy się od naszych tutejszch braci i sióstr żyć ewangelią: Si Bondye vle…
Archiwa miesięczne: Luty 2014
„Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?”
To niełatwe znaleźć tu „pustynię”, aby słuchać Pana – wciąż jakieś potrzeby, na które trzeba odpowiedzieć i ludzie u drzwi. Od brzasku (dosłownie), do późnego wieczora. Jednak czuję, że im szybsze i bardziej absorbujące życie codzienne, tym bardziej potrzebuję tej „pustyni” na modlitwę… Bo jestem tu przede wszystkim ze względu na Pana i bez osobistej realacji z Nim na nic wszystko, co tutaj robię. Chcę być siostrą w Chrystusie dla tych ludzi, chcę ich prowadzć do Pana, nie chcę być świecką misją dobroczynną w habicie. „Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbali słowo Boże, a obsługiwali stoły” (Dz 6, 2). Zdaję sobie sprawę, że cała pomoc materialna, którą dajemy tym ludziom, równie dobrze mogłaby do nich trafiać przez misję ONZ albo innej organizacji. To, co tylko my możemy im dać, to relacja z Jezusem Chrystusem. Żeby to było możliwe, przede wszystkim ja muszę tę relację mieć. Bez osobistego kontaktu z Panem, czuję że szybko zostanę zmielona w tym młynie, który tu mamy…
Przynajmniej raz w miesiacu staramy się więc ukryć przed światem i poświęcić niedzielę tylko na szukanie Pana, Jego woli i odkrywanie Go coraz pełniej w naszej niełatwej misyjnej rzeczywistości. Dzisiejsza niedziela była takim właśnie dniem. Adoracja, lektura i osobista modlitwa. To był piękny dzień! „Miłosierny jest Pan i łaskawy”…
„Artyści Sióstr Felicjanek na Haiti”
W piątki i soboty młodzież z Jacmel spotyka się u nas z dziećmi z naszego terenu, aby je uczyć rysunku, malarstwa i innych form sztuki. Grupa ta – jak pamiętacie – ukształtowała się z inicjatywy samej młodzieży po wizycie i zajęciach prowadzonych przez siostrę Francis. Dałyśmy im materiały do malowania przesłane przez jedną z parafii. Zdajemy sobie sprawę, że ta szumna nazwa, którą sami wymyślili, jest „chwytem marketingowym”, że chcieli kupić w ten sposób naszą sympatię i pomoc 🙂 No i – szczerze mówiąc – udało się im 🙂 Cieszymy się, kiedy Haitańczycy robią coś sami dla siebie, kiedy wykazują się inicjatywą, mają pomysły i w dodatku, jak tutaj, starsi bezinteresownie opiekują się młodszymi.
A że chcą to robić z nami? Jest nam miło, że coraz więcej ludzi tutaj utożsamia się z felicjankami, że dumnie noszą koszulki z naszym godłem, że duch Matki Angeli działa i jednoczy ludzi…
Jest kontener z medykamentami!
W końcu drogą morską przybył na Haiti drugi już kontener. W środę 12 lutego o 20.00 przyjechał samochodem przez góry do Jacmel. Kontener został nadany ze Stanów dzięki dwóm osobom: jak zwykle siostrze Gio i pani Ann Zon. Ann była kiedyś felicjanką. Bardzo chciała pracować na misjach. Niestety: w tamtych czasach było to niemożliwe. Wystąpiła więc i oddała się pracy misyjnej w Nikaragui. Teraz, kiedy dowiedziała się, że felicjanki pracują na Haiti, postanowiła nam pomóc i wysłać kontener. Połowa jego zawartości to kartony z rzeczami dla ubogich, reszta – sprzęt i materiały do naszej przychodni na kółkach zdobyte staraniem Siostry Gio z Livonia, która upchnęła również coś dla nas: suszarki do prania, takie jakie znam z Polski, które można rozstawić na dachu (żegnajcie niepraktyczne sznurki!) i plastkowe szafki z szufladami, łatwe do sprzątania więc „antymrówkowe”. Hurra!
Już następnego dnia rano kontener z 990 paczkami musiał być opróżniony, by powrócić do portu. Z pomocą przyjaciół udało się nam tego dokonać… Przez noc pudła stały wszedzie… Część zmieściła się w dwóch pomieszczeniach na naszym terenie, które dostałyśmy od biskupa na tymczasową bazę naszej przychodni, trochę dopchałyśmy do poprzedniego kontenera, ktory służy nam za magazyn, a reszta prawie od razu została zabrana do miejsc w górach, gdzie taka pomoc jest najbardziej potrzebna. To były szalone dwa dni i noc! Ledwo żyjemy, ale wielu ludzi otrzymało i jeszcze otrzyma pomoc dzięki tej przesyłce!
Listy do papieża Franciszka
Pewnego dnia nasze dzieci przyszły i powiedziały, że bardzo podoba im się to, co papież Franciszek mówi i robi. Zapytały, czy Franciszek przyjedzie na Haiti. Pierwsza odpowiedź, która przyszła mi do głowy: „Zaproście go!”
Następnego nasze dzieciaki zaczęły przynosić… listy do papieża! W listach zapraszały papieża, pisały o tym, że Haiti jest piękne, prosiły o pomoc w różnych sprawach, ale najbardziej wzruszyło mnie, że dziękowały mu za przysłanie nas na Haiti i prosiły o pomoc dla nas!
W tej sytuacji nie zostało nam nic innego, jak napisać swój list do Ojca Świętego, zapakować wszystkie razem, dołączyć kilka zdjęć i wysłać to do Watykanu…
Buty i msza święta
Grupa przygotowująca sie do bierzmowania w parafii sw. Gabriela z New Jersey zorganizowała sprzedaż ciast domowych, z których dochód został przeznaczony na buty dla naszych dzieci. W sobotę zabrałyśmy pierwsze dzieciaki na rynek, aby kupić im buty.
Buty, zwłaszcza nowe, to dla naszych dzieciaków prawdziwe święto. Nowe buty trzeba użyć, trzeba w nich wyjść do ludzi, żeby czuć, że się je ma, więc po południu uszczęśliwieni chłopcy poprosili nas, abyśmy ich zabrały na mszę św. do Misjonarek Miłości. Mamy cichą nadzieję, że nie chodziło tylko o pokazanie się w butach, ale również o to, by podziękować Bogu 😉
Oczywiście uważam, że każdy powód, by być na mszy św. jest dobry… Duch wieje, kędy chce… Do niektórych Bóg szuka drogi przez buty.
Podsumowanie wizyty w Stanach
Przepraszam, że dopiero teraz, choć obiecywałam napisać z Miami. Okazało się, że nie miałyśmy tam za dużo czasu, samolot był spóźniony, strasznie ciężkie walizki, nasz hotel (żeby było taniej) znajdował się w dużej odległości od lotniska i… jakoś tak wyszło, że piszę dopiero teraz. Przepraszam!
Od 19 stycznia do 3 lutego w Stanach nie przestawałyśmy się zajmować naszą misją ani na chwilę. Miałyśmy zaproszenie do polskiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Wallington, aby na niedzielnych mszach św. powiedzieć o tym, co robimy na Haiti. Odwiedziłyśmy także jedną ze szkół w okolicy, bo trafiłyśmy akurat na Tydzień Szkół Katolickich. Tam też oczywiście mówiłyśmy o Jacmel.
Najważniejszym powodem naszego przyjazdu tym razem do Stanów było prowincjalne spotkanie na temat haitańskiej misji felicjanek. Spotkanie odbywało się w Coraopolis. Był zarząd prowincjalny i wiele innych osób tworzących grupę wsparcia naszej misji. Dyskutowaliśmy na temat finansowych aspektów misji, przyszłej budowy naszego domu i domu dla wolontariuszy, i oczywiście na temat naszej przychodni na kółkach. Był także czas na spotkania z innymi zainteresowanymi pomocą misji.
Po powrocie do New Jersey spotkanie z profesorami Kolegium Felicjańskiego – byli ciekawi, jak spisały się wolontariuszki, które posłali nam do pomocy po Świętach Bożego Narodzenia. Rozpoczęliśmy już przygotowania do następnej wizyty kolejnych dziewczyn!
Spotkałyśmy się także z przedstawicielami trzech innych parafii w New Jersey: św. Patryka (grupa lekarzy z tej parafii odwiedzi nas w marcu), św. Gabriela (którą już znacie) i Matki Bożej Królowej Pokoju (to oni zebrali pomoce szkolne i przesłali nam jakiś czas temu – pamiętacie te korowody z odbiorem przesyłki na Haiti). Chcemy nadal utrzymywać kontakt i współpracować… To wspaniali i bardzo życzliwi ludzie – dobrze, że Pan Bóg dał nam się spotkać!
Jak widać, był to bardzo wypełniony czas… Wciąż na misji…
Poza tym jak zwykle wizyty u lekarzy (mam nowe okulary!), zakupy najpotrzebniejszych rzeczy niedostępnych na Haiti, pakowanie i znowu w podróż!
A teraz sprzątanie domu (nie było nas prawie trzy tygodnie – dla naszych pająków to cała wieczność na zagarnięcie przestrzeni dla siebie). Pod naszą nieobecność do Port-au-Prince dotarł już kontener z medykamentami i sprzętem dla naszej przychodni na kółkach – trzeba się tym szybko zająć, bo leki nie mogą stać za długo w porcie na słońcu… Odkąd się pojawiłyśmy, wszyscy nasi znajomi tutaj i dzieciaki przychodzą się przywitać. Zwykły kołowrót! 🙂
Żegnamy New Jersey, wracamy na Haiti
Zaraz boarding… Wylatujemy z Newark do Miami. Tam spędzimy noc, a jutro przed południem lot na Haiti. Mam nadzieję, że znajdzie się trochę czasu w Miami na uzupełnienie bloga i napisanie, co robiłyśmy przez ostatnie dwa tygodnie. „Mam nadzieję”, bo pogoda zła: od wielu godzin pada śnieg, samoloty opóżnione, niektóre loty odwołane…