W dzień Bożego Narodzenia nasza kaplica zamieniła się w grotę betlejemską. Przez cały dzień przychodziły nasze (i wcześniej nam nieznane) dzieciaki i młodzież. Szłyśmy z nimi adorować Dzieciatko Jezus. Każdej grupce głosiłyśmy Dobrą Nowinę o narodzeniu Jezusa, który przyszedł i zmieszkał z nami. Potem śpiewaliśmy kolędę, a nasi goście kolejno podchodzili do żłóbka i oddawali pokłon Jezusowi. Niektóre dzieciaki były bardzo biednie ubrane i brudne – myślałyśmy o pasterzach, którzy przyszli do Jezusa prosto od swoich stad. To ci brudni biedacy właśnie byli zdolni dostrzec narodziny Boga, to właśnie oni mieli otwartość i wiarę, by w ubostwie stajenki zobaczyć miłość Boga. Bogaci i pięknie ubrani byli zbyt zajęci sobą…
Po adoracji każdy z gości otrzymywał dar. Dla naszych dzieciaków od dawna przygotowałyśmy paczki, ale również ci, którzy przyszli niespodziewanie, dostali drobne zabawki i cukierki. Cieszyłyśmy się, że mamy dodatkowy karton łakoci, Opatrzność Boża czuwała nad nami i w tej sytuacji.
Następnie wszyscy uczestniczyli w obfitym obiedzie przygotowany przez „nasze” panie (kucharkę, którą zatrudniamy, by gotowała naszym dzieciakom i sąsiadki). My upiekłyśmy ciastka. Radości było wiele. Czułam, że było to najbardziej sensowne Boże Narodzenie w moim życiu.