Czekam na samolot Miami–>Port-au-Prince. Od jakiegoś czasu nie mamy już możliwości bezpośrednich lotów z Newark na Haiti. Zlikwidowane, bo pewnie się nie opłacały liniom lotniczym. Czytam ksiażkę „Brat Albert” biskupa Grzegorza Rysia. Bardzo lubię go słuchać i czytać. Zwykle tylko śledzę, co tylko się da znaleźć w Internecie, ale teraz mam aż 4 jego książki zakupione w Krakowie. Czytam o tym, że Franciszek nazywał życie swoich braci drogą. „Żądał od swych synów, by trzymali się prawa pielgrzymów: zbierania się pod cudzym dachem, podróżowania pokojowo, tęsknoty do ojczyzny” (s.100). Jakoś to wezwanie odzwierciedla się też w moim życiu. Wciąż jestem w ruchu, wciąż pod cudzym dachem, gdzie – jak pisze bp Ryś – „trzeba prosić o wszystko, być wdzięcznym za wszystko, i gdzie przyjęcie wcale nie jest oczywiste”. Próbuję podróżować jak Franciszek, ale tęsknić też mi się zdarza. Staram się jednak pamiętać, gdzie i po co w swoim życiu pielgrzymuję…
Biskup pyta dalej: „Kto jest bezpieczny w drodze? Ten kto ma, czy ten kto nie ma?” Wiem, że ten kto nie ma, a ja wciaż jeżdżę obładowana… Dobre jest chociaż to, że nie wiozę dla siebie… Następnym razem już napiszę z Haiti. „Si Bondye vle…” – „jeśli Bóg pozwoli….”.