Wczoraj podjęłyśmy decyzję: poprosimy żonę naszego gospodarza terenu, by ugotowała coś dla naszych uczniów. Radość na ich twarzach i w głosie pokazała, że postąpiłyśmy słusznie. To tylko ryż z fasolą, nie jesteśmy nawet pewne, czy będzie nas stać choćby i na taki posiłek dla 30 osób codziennie, ale postanowiłyśmy, że trzeba to robić. Jutro idziemy na targowisko po worek ryżu i fasolę….
Archiwum dnia: 25/04/2013
Cuda nasze powszednie…
Przygotowanie do lekcji czasami stanowi dla nas prawdziwe wyzwanie. Tak było na przykład wczoraj, gdy musiałyśmy zaostrzyć dziesiątki ołówków. Potrzebowałyśmy temperówki. Jesteśmy przyzwyczajone do elektrycznych temperówek i ołówków, które nie potrzebują ostrzenia. A zresztą dla Polaka czy Amerykanina temperówka to nie problem. Tutaj – jak za dawnych lat: ołówki z drewna i… zero temperówki (kto i po co miałby pamiętać o zapakowaniu do kontenera temperówki?!). Z przedszkola znajdującego się pod nami pożyczyłyśmy więc malutką temperówkę, która… zepsuła się po jednym ołówku. Szukałyśmy temperówki w całym Jacmel, ale w jedynym sklepie przypominającym trochę polski papierniczy powiedziano nam, że się „właśnie skończyły”. Musiałyśmy więc ostrzyć ołówki nożem – mrówcza praca.
Po południu, gdy pojechałyśmy jeszcze trochę poszperać w kontenerze, znalazłyśmy… TEMPERÓWKI I OŁÓWKI NIEWYMAGAJĄCE OSTRZENIA! Wcześniej byłyśmy PEWNE, że nic tam takiego nie ma! Zresztą przeszukiwałyśmy nasze „resztki” w kontenerze już wiele razy i wydawało nam się, że znamy jego zawartość!
Wierzymy w Anioły, a Wy?