Dziś rano w drodze przez góry na lotnisko Port-au-Prince nasz kierowca pokazał nam miejsce wypadku, w którym zginęło w ubiegłym miesiacu czterech wolontariuszy ze Stanów (pisałam o tej strasznej historii w styczniu). Zatrzymaliśmy się, aby się za nich modlić: „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie…”
Archiwa miesięczne: Luty 2013
„Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia” 2 Kor 6,2
Dzisiaj wczesnym rankiem wybrałyśmy się z ksiedzem Rousseau do kościoła św. Michała, znajdującego sie po drugiej stronie miasta, na mszę św. Środy Popielcowej. Pojechała z nami nasza sąsiadka – Sonya. W mieście wszędzie pozostałości dekoracji karnawałowych.
Kościół tej parafii został zupełnie zniszczony podczas trzęsienia ziemi, dlatego ludzie modlą się na zewnątrz, pod dachem chroniącym ich przed słońcem. Byłyśmy wzruszone modlitwą ludzi tam zgromadzonych i pieknem sprawowanej liturgii. Tutaj nikt się nie spieszy, kapłan prawdziwie modlił się nad każdą osobą, którą naznaczał popiołem. Podobnie jak w Stanach, na Haiti nie sypie się popiołu na głowę, a rysuje się nim znak krzyża na czole. Z tym krzyżem ludzie chodzą cały dzień.
W tej parafii mamy już znajomych – miło było spotkać się ponownie. Z ogłoszeń parafialnych dowiedziałyśmy się, że… „siostry felicjanki będa pracować z dziećmi tej parafii”!!! My jeszcze tego nie wiemy, ale może Bóg ma takie plany wobec nas? „Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia”…
Dzielimy sie obfitością doświadczanych błogosławieństw
W czasie gdy Jacmel ciągle świętuje ostatnie chwile karnawału, my nadal zajmujemy się porządkowaniem mieszkania – domu Matki Bożej Nieustajacej Pomocy. Odpakowujemy kartony i dzielimy się tym, co się w nich znajduje. Wielkim marzeniem i potrzebą Haitaczyków są buty. Ich posiadanie pozwala dzieciom na pójście do szkoły. W naszym kontenerze przypłynęło wiele par adidasów, podarowanych przez amerykańskich sponsorów. Mogłyśmy sprawić radość wielu ludziom. Wiekszość rozdałyśmy dzieciom z gór. Dziewczynka na zdjęciu poniżej to Kasandra, o której pisałam już wcześniej. Powiedziała nam, że nigdy w życiu nie miała takich ładnych ubrań, jak te które otrzymała od nas. Przyszła, aby się pokazać i poprosiła, aby zrobić jej zdjęcie. Dziękujemy tym wszystkim, których hojne serca uszczęśliwiły Kasandrę.
Innym błogosławieństwem, którego tu doświadczamy, są ludzie posłani przez Boga do nas. Możemy powiedzieć, że mamy tu pawdziwych przyjaciół, którzy troszczą się o nas i zawsze są gotowi pomagać. Należy do nich Jacques – nasz nauczyciel. Dziś odwiedził nas z żoną i córeczką. Zaproponowali pomoc w tym, co musimy jeszcze zrobić. Jacques złożył łóżka i szafę – ogromna i trudna praca. Ugościłyśmy ich obiadem.
Wieczorem zajrzał ksiądz Gaston odebrać figurki i inne rzeczy, które podarowałyśmy jego kościołowi. Bardzo cieszył się z obrazu błogosławionego Jana Pawła II, którego Haitańczycy kochają i często wspominają jego wizytę na Haiti w 1983 roku.
Nasze niedzielne pielgrzymki – kolejna odsłona
Na dziś zostałyśmy zaproszone do misyjnego kościoła sw. Teresy od Dzieciatka Jezus położonego w górach. Parafia obchodziła swój odpust – nie wiemy, dlaczego główne obchody odbywały się akurat dzisiaj, ale świętowanie było piękne. Obecni byli chyba wszyscy mieszkańcy wsi, a także goście z pobliskich misji i wielu księży. Podczas Eucharystii obserwowałyśmy stały jej element tutaj: taniec liturgiczny i okazałą procesję z darami. Jak widzicie na zdjęciu – Kościoła tutaj (nie tylko w tej parafii) nie stać na naczynia liturgiczne i ksiądz udzielał komunii świętej z plastikowego słoika. Nie miałam poczucia, że jest w tym coś niestosownego. Przeciwnie: czułam, że to poruszający dowód obecności żywego Jezusa Chrystusa, który narodził się w ubóstwie również dla tutejszych ubogich. Już wcześniej miałam okazję się nad tym zastanowić: w drodze na Eucharystię mijaliśmy grupy ludzi zmierzających do kościoła. Nieśli swoje buty w ręku, a wkładali je na nogi tylko w kościele – znak szacunku dla Domu Boga. Potem widziałyśmy, że również wracają boso…
Dotknęła mnie też czytana Ewangelia: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!” i to zaufanie apostołów, które spowodowało, że „zostawili wszystko i poszli za Nim”, choć po ludzku było bez sensu najpierw kolejny raz zarzucać sieci, a potem – kiedy okazało się, że zostały napełnione rybami jak nigdy dotąd – porzucić je i pójść w nieznane. Ta misja na Haiti od nowa otwiera moje ucho na Słowo Boże…
Po Mszy św. tutejszym zwyczajem uczestniczyłyśmy ze wszystkimi w posiłku jedzonym w plenerze. Siedziałyśmy na trawie wśród ludzi i byłyśmy częścią tego „tłumu, [który] cisnął się do [Jezusa], aby słuchać słowa Bożego”.
Nie siedziałyśmy co prawda nad jeziorem, ale w pobliżu była rzeka. Zresztą droga, którą pokonałyśmy jadąc na tę Eucharystię wiodła przez rozległe, kamieniste jej koryto. Kiedy ogląda się satelitarne zdjęcie Jacmel, widać te tereny. Napełniają się wodą spływającą z gór bardzo szybko w czasie częstych tutaj ulewnych deszczów. Kiedy nie pada – koryto służy częściowo za drogę, bo gdzie niegdzie tylko płynie szeroka, ale płytka struga. Miałyśmy dzisiaj na tej trudnej trasie wprawnych kierowców. Przekraczaliśmy rzekę chyba ze dwadzieścia razy w ciagu dwóch godzin podróży.
Kiedy powróciliśmy do Jacmel, ludzie świętowali jeszcze ostatnie dni karnawału…
TGIF – thank God it’s Friday
[w tytule: Dzięki Bogu jest piątek!]
Nadal pracujemy od rana do wieczora nad wnętrzem naszego domu zakonnego Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W ciagu dnia mamy sporo gości. Ich wzrok i pozdrowienia są z nami zawsze, kiedy wychodzimy z pokoju na nasze odsłonięte korytarze. Zatrzymuje się też każdy, kto przechodzi klatką schodową. Często przybiegają również dzieciaki ze szkoły podstawowej pod nami. Właściwie to mamy je w domu codziennie w sposób „zdalny” – bardzo dobrze słyszymy, co robią pod nami albo na podwórku 🙂 Dziś była tam zabawa karnawałowa. Karnawał tutaj to poważna sprawa. Szkoła zamówiła więc zespół muzyczny (chyba świetny, bo było tak głośno, że przez pół dnia nie słyszałyśmy się z Marilyn nawzajem 😉 Były tańce, stroje karnawałowe i maski. W ciągu normalnego dnia szkoły dzieciaki przybiegają też do naszych drzwi, żeby nas pozdrowić. Wiemy, że bardziej niż nas kochają ciasteczka w kształcie zwierzątek. Dostają od nas za każdym razem po trzy: w imię Ojca – i Syna – i Ducha Świętego. Jak widzicie – rozpoczęłyśmy katechizację maluchów 😉
Szczególnie zaprzyjaźniłyśmy się z Kasandrą – córką naszego gospodarza. Siostra Marilyn uczy się od niej noszenia rzeczy na głowie (jak to robią ludzie na Haiti). Odwiedził nas też ks. Gaston z Parafii św. Yvona. Miałyśmy okazję podarować mu mostrancję, która przyszła w kontenerze. Szkoda, że nie mogliście zobaczyć jego radości!
Nasze życie tutaj można by podzielić na okresy, w których nabywamy nowe umiejętności. Teraz mamy fazę „zrób to sam: skręć, sklej, podłącz”. Oswajamy narzędzia do majsterkowania i rozwiązania techniczne. Czy wiecie na przykład, jak wysoko i dlaczego musi być odpływ wody z pralki? My już wiemy! Dziś próbowałyśmy same złożyć łóżka, aby móc oddać pożyczone. Tym razem poległyśmy. Z pomocą przyszedł nasz nauczyciel kreolskiego, Jacques. Składamy szafy, skręciłyśmy wiatraki, instalowałyśmy kuchenkę gazową (zamówiony „specjalista” znał się na tym tak samo świetnie, jak my 😉 Wiemy nawet, jak się używa wiertarki! Dziś zrobiłyśmy już nawet pierwsze pranie! Pierwsze pranie „do czysta” od prawoe pięciu miesięcy (dotąd ręcznie albo w jednym z miejsc naszej tułaczki korzystałyśmy z pralki typu „frania”: nalać wody, „frania” pokręci trochę, trzeba wodę spuścić, pranie wycisnąć, wypłukać, wycisnąć… Bardzo docenia się wtedy luksus nowoczesnej pralki…). Przez ostatnie kilka dni nie było wody, taki to urok Haiti, więc pralka nie będzie używana zbyt często. Ale JEST!
„Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego,..” Hbr 12, 22
Dziś czujemy, jak byśmy „przystąpiły do góry Syjon”, poniewaź zakończyłyśmy przygotowanie naszej kaplicy. Prawie wszystko, co widać na zdjęciach – jak już pisałam – otrzymałyśmy w darze od naszych Sióstr, szczególnie z Mount Arlington. Podczas nieszporów w uroczysty sposób umieściłyśmy w kaplicy relikwie i figurkę błogosławionej Marii Angeli. Figurka przywędrowała w darze od Sióstr ze wspólnoty św. Stanisława z New Jersey. Krzyż i Dobry Pasterz pochodzą z Haiti – kupiłyśmy je w zeszłym roku od tutejszych artystów.
Jesteśmy bardzo wdzięczne Wam wszystkim, że z Waszą pomocą duch i dziedzictwo bł. Matki Angeli, a także jej relikwie, figurka i całe wysposażenie kaplicy są tutaj z nami.
Czekamy na Was i zapraszamy do modlitwy w łączności duchowej, ale i w rzeczywistości: w pierwszej felicjańskiej kaplicy na Haiti. Przyjeżdżajcie!
Wiele rąk pracowało z nami tego dnia!
W poniedziałek 4. lutego, wczesnym rankiem, przyjechali do nas z Port-au-Prince Yvon, jego brat Joseph i ich znajomy – Sano. Przyjechali, by pomóc nam w rozładowaniu kontenera. Przezornie poprosiłyśmy o pomoc także naszego nauczyciela j. kreolskiego – Jacquesa, który zabrał z sobą jednego z wychowanków z prowadzonego przez siebie sierocińca. Potem okazało się, że możemy też liczyć na Labruna, gospodarza terenu, na którym mieszkamy. Kontener stoi w Centrum Pastoralnym. Kiedy tam dotarliśmy, przyłączyło się jeszcze dwóch pracowników Centrum, którzy pożyczyli nam drugi samochód, bo wcześniej mieliśmy tylko pick-upa Josepha.
Gdy załadowane samochody znalazły się pod domem, pojawili się jakby spod ziemi jacyś chłopcy. Łapali szybko paczki i wnosili je na górę. Dla nich to okazja do zarobienia kilku groszy. Patrzyłyśmy na to wszystko zdumione.
Cała operacja trwała niespełna pół dnia. Nie spodziewałyśmy się, że wszystko pójdzie tak szybko! Z pomocą tylu aniołów, czekających na nas w każdym miejscu, udało się!
Mamy wyposażenie kaplicy z jednego z felicjańskich domów w Stanach, a z nim pamięć wszystkich Eucharystii tam odprawionych i modlitw, które siostry wznosiły. Mamy krzesła i prawdziwy stół – również podarowane nam przez amerykańskie felicjanki z ich własnych domów. Wierzymy, że razem z tymi rzeczami przyjechało do nas błogosławieństwo sióstr i dobry duch wspólnotowy wszystkich, których kiedykolwiek ten stół łączył.
Mamy też lodówkę i kuchenkę gazową – dary naszej Prowincji i Przyjaciół. Jak tylko zrobimy jakieś zakupy (od kilku dni jemy wyłącznie spaghetti, bo nie ma czasu na wyjazd do miasta po zakupy ani na gotowanie) – ugotujemy wreszcie coś „prawdziwego” 😉 No i mamy wreszcie naczynia! Koniec jedzenia z papierowych talerzyków i z garnka! 🙂
Od jutra rozpoczynamy odpakowywanie i ustawianie…
PS. W nocy obudziły mnie odgłosy ulewy. Nagle myśl: przecież kartony stoją na naszych otwartych korytarzach! Obudziłam s. Marilyn i kilka godzin w ciemnościach ratowałyśmy pakunki przed zalaniem. Pan Bóg urządził nam poświęcenie wyposażenia domu, zanim o tym same pomyślałyśmy 🙂
Jacmel świętuje karnawał 2013
Dzisiaj w Jacmel mieszkańcy świętują karnawał. Jest to tutaj największe wydarzenie w roku. Przyjeżdża prezydent Haiti i goście z całego świata. Artyści wykonują maski i stroje, które wyrażają teraźniejszość i przeszłośći Haiti. W przedostatni weekend karnawału odbywają się różne imprezy, występują zespoły muzyczne, taneczne i teatralne. Ulicami Jacmel przechodzi też ogromna parada.
Poszłyśmy na spacer, aby zobaczyć, co się dzieje w mieście (kulminacyjna impreza odbędzie dziś po zmroku). Od tygodni trwały przygotowania. Budowano ogromne trybuny i sceny. Z początku myślałyśmy, że to odbudowa miasta i zachwyciło nas tempo prac 😉 Niestety: szybko się przekonałyśmy, że ta cała krzątanina, to tylko tymczasowo, na jeden weekend. Może jednak to dobrze, że w tym na co dzień smutnym kraju, odbywa się takie świętowanie? Poza rozrywką to też dobra okazja dla mieszkańców Jacmel do zarobku. Dużo uciechy mają dzieci. Widziałyśmy, że nawet starsi ludzie noszą koszulki z napisem „Carnival 2013”! My oczywiście nie weźmiemy w tym wszystkim udziału, ale jutro obejrzymy zdjęcia w Internecie, do czego Was też serdecznie zapraszamy (wpiszcie w wyszukiwarce: „jacmel carnival images”). Poniżej kilka naszych zdjęć.