Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. Po nieznacznym skarceniu, dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną ofiarę (Mdr 2, 2-3, 6).
Od wczoraj przeżywamy głęboki smutek. Blisko nas na drodze prowadzacej z Port-au-Prince do Jacmel, drogi, którą jechałyśmy już wiele razy, zdarzył się wypadek samochodowy, w którym zginęły 4 osoby: wolontariusze z grupy medycznej z Michigan w Stanach, z parafii Ducha Świętego w Grand Rapids. Nie był to ich pierwszy pobyt na Haiti, przyjeżdżali regularnie, by leczyć najuboższych. Po ludzku taka tragedia jest niewytłumaczalna, dlatego szukamy pociechy w Słowie Boga.
Dziś rano dowiedziałyśmy się, że pozostała 14-osobowa część grupy nocowała w pobliskim domu rekolekcyjnym. Od razu chciałyśmy tam jechać, aby pomóc w czym się tylko da i wyrazić nasze współczucie. Jednak okazało się, że wyjechali już wczesnym rankiem do Port-au-Prince, i tam będą organizować wcześniejszy powrót do domu. Towarzyszy im nasza modlitwa.